Świetnie – to właśnie jest prawidłowy tok myślenia w tej sytuacji! W instrukcji wyraźnie jest napisane, że podczas próby szczelności instalację należy napełnić azotem do ciśnienia 110% maksymalnego ciśnienia pracy. Skoro maksymalne ciśnienie robocze to 24 bary, to próbne ciśnienie obliczamy tak: 24 bar × 1,10 = 26,40 bar. I to jest kluczowe, bo trzeba pamiętać, że testujemy układ na nieco wyższym ciśnieniu niż normalna praca, żeby mieć pewność, że wszystko wytrzyma i nie ma nieszczelności, które mogłyby ujawnić się dopiero przy obciążeniu. Co do drugiego parametru – 1% spadku ciśnienia po 24 godzinach, oczywiście mówimy o 1% wartości próbnej, czyli znowu: 1% × 26,40 bar = 0,264 bar. To oznacza, że spadek po dobie nie może być większy niż 0,26 bar (zaokrąglając). Tak się robi w branży chłodniczej, bo to daje realne zabezpieczenie przed nieszczelnościami – nawet tymi drobnymi, które są trudne do wykrycia na pierwszy rzut oka. Moim zdaniem sporo ludzi o tym zapomina i przykłada zbyt dużą wagę do ciśnienia pracy, a za mało do prób, a przecież to właśnie dzięki takim testom wiemy, że system będzie szczelny nie tylko na papierze. W praktyce zawsze warto zwracać uwagę na temperaturę otoczenia podczas pomiarów – bo to też ma wpływ na ciśnienie i czasami potrafi nieźle namieszać w interpretacji wyników. Dlatego najlepiej prowadzić pomiary w możliwie stałych warunkach i na spokojnie wszystko przeliczyć. W sumie takie podejście to już standard na dobrych budowach i serwisach chłodniczych.
Często podczas pracy z urządzeniami chłodniczymi łatwo się pomylić, jeśli chodzi o wymagania dotyczące prób szczelności, bo niektóre wartości wydają się do siebie podobne albo oczywiste. Jednak bardzo ważne jest, żeby odróżniać ciśnienie robocze od próbnego oraz poprawnie interpretować procentowe wartości spadku ciśnienia. Zdarza się, że technicy przykładają ciśnienie dokładnie takie, jakie wynosi maksymalna wartość pracy, czyli np. 24 bary. To jednak nie zapewnia nam żadnej rezerwy bezpieczeństwa, a przecież celem próby jest znalezienie nawet najmniejszych nieszczelności, zanim instalacja wejdzie w normalny tryb pracy. Standardy (zarówno polskie, jak i międzynarodowe, np. PN-EN 378) wyraźnie mówią o konieczności wykonania testu na 110% maksymalnego ciśnienia pracy, żeby próbować system w warunkach przekraczających codzienną eksploatację. Z drugiej strony, często myli się jednostki czy wartości procentowe spadku. Dopuszczalny spadek 1% po 24 godzinach, i to przy tej samej temperaturze, dotyczy całego ciśnienia próbnego, a nie ciśnienia roboczego ani też nie jest to 1% zamieniony błędnie na wartość np. 2,61 bar czy 26,40 bar, bo to już by oznaczało kolosalne, niedopuszczalne nieszczelności. Tak samo nieprawidłowe jest uznanie, że ciśnienie próbne może wynosić tylko 24 bary, bo to nie spełnia norm i nie wykryje wszystkich problemów. Mając na uwadze praktykę serwisową, często można spotkać się z sytuacjami, gdzie spadek ciśnienia jest minimalny i łatwy do przeoczenia – właśnie dlatego liczy się precyzja i poprawne przeliczanie tych wartości. Błędne rozumienie tych zasad prowadzi do ryzyka niedoszacowania zagrożeń i może skutkować awarią podczas eksploatacji. Sugeruję każdemu, kto pracuje przy takich próbach, zawsze zerkać do instrukcji producenta oraz aktualnych norm – to naprawdę się opłaca w dłuższej perspektywie.