Elektroniczny zawór rozprężny rzeczywiście najlepiej spełnia te wymagania. Przede wszystkim umożliwia bardzo precyzyjne sterowanie przegrzewem, co jest kluczowe w nowoczesnych układach z pompami ciepła, bo każde odchylenie wpływa na sprawność całego urządzenia. W praktyce – taki zawór reguluje ilość czynnika chłodniczego praktycznie w czasie rzeczywistym, według sygnałów ze sterownika, który analizuje parametry pracy (np. temperaturę, ciśnienie). Właśnie to automatyczne sterowanie pozwala na szybkie zamknięcie zaworu w przypadku wykrycia awarii lub nietypowych parametrów pracy. Dodatkowo, charakterystyczne jest dozowanie czynnika przerywaną strugą, co umożliwia szybkie reakcje na zmiany obciążenia parownika. Bardzo ważne jest też pierwsze pełne otwarcie – elektronika pozwala na takie procedury np. podczas rozruchu czy odszraniania, co w tradycyjnych zaworach praktycznie nie występuje. Z mojego doświadczenia wynika, że w nowoczesnych, zaawansowanych instalacjach pomp ciepła elektroniczne zawory rozprężne są już praktycznie standardem. Pozwalają nie tylko uzyskać wyższą efektywność energetyczną, ale też zapewniają większe bezpieczeństwo układu. No i to, że nie pracują samodzielnie, tylko wymagają sterownika, jest zgodne z nowoczesnymi wymaganiami układów automatyki i ochrony – umożliwia integrację np. z centralą sterującą całym systemem ogrzewania. W praktyce, większość producentów pomp ciepła stosuje właśnie takie rozwiązania, szczególnie przy wyższych wymaganiach co do kontroli procesu.
Przy wyborze zaworu rozprężnego do parownika w układzie pompy ciepła łatwo popełnić błąd, kierując się tylko częściowo spełnionymi wymaganiami albo własnym przyzwyczajeniem do starszych technologii. Przykładowo: zawór termostatyczny, choć stosowany od lat w chłodnictwie, pracuje samodzielnie – nie wymaga zewnętrznego sterownika, co od razu wyklucza go przy wymaganiu integracji z automatyką. Poza tym, nie daje aż tak precyzyjnej kontroli nad przegrzewem w zmiennych warunkach, zwłaszcza w dynamicznych systemach z pompami ciepła. Automatyczny zawór rozprężny w klasycznym rozumieniu to najczęściej rozwiązanie ciśnieniowe – reaguje mechanicznie na zmiany ciśnienia ssania i też nie zapewnia prawdziwej automatyki ani szybkiego zamknięcia przy awarii. Brakuje mu precyzji, a działania są raczej powolne i niekoniecznie przewidywalne w kontekście bezpieczeństwa. Z kolei zawory pływakowe to rozwiązanie archaiczne, spotykane głównie w dużych instalacjach przemysłowych ze zbiornikami cieczy, gdzie chodzi o utrzymanie stałego poziomu cieczy chłodniczej – nie mają one możliwości dozowania przerywaną strugą i są całkowicie niezależne od sterowników automatyki. Typowym błędem jest także utożsamienie „automatycznego” działania z faktycznym nadzorem elektronicznym, co nie jest prawdą – mechaniczne automaty „robią co mogą”, ale nie dają gwarancji bezpieczeństwa czy działania zgodnego z nowoczesnymi standardami branżowymi. W praktyce obecne wymagania dotyczące efektywności, bezpieczeństwa i integracji z systemami sterowania praktycznie zawsze kierują wybór w stronę elektronicznych zaworów rozprężnych. Z mojego punktu widzenia, wybierając inne rozwiązanie, ryzykujemy nie tylko niższą sprawność, ale i trudności przy serwisowaniu czy rozbudowie systemu.