Czujnik termostatu montowany na parowniku to w zasadzie żelazna zasada przy budowie i serwisowaniu małych chłodziarek domowych z rurką kapilarną. Wynika to z faktu, że parownik jest miejscem, gdzie zachodzi faktyczna wymiana ciepła i to temperatura właśnie tam informuje nas o aktualnym stanie chłodzenia. Termostat ma za zadanie „wyczuć” temperaturę powietrza lub powierzchni parownika i wyłączyć sprężarkę, kiedy chłodzenie osiągnie pożądany poziom. Jeżeli zamontowalibyśmy czujnik gdzie indziej, sterowanie byłoby bardzo niedokładne, a zużycie energii niepotrzebnie wzrosłoby. Z mojego doświadczenia, jeśli czujnik umieści się bezpośrednio na rurze parownika (najlepiej w miejscu najniższej temperatury), to układ działa stabilnie i nie dochodzi do zbyt częstego załączania się sprężarki, co wydłuża jej żywotność. Dobre praktyki monterów i producentów też to potwierdzają – w instrukcjach serwisowych i schematach technicznych chłodziarek zawsze widać czujnik na parowniku, nieraz nawet przymocowany specjalną opaską. Takie rozwiązanie jest zgodne z normami branżowymi, bo tylko wtedy mamy pełną kontrolę nad procesem chłodzenia, nie ryzykując przechłodzenia czy nieefektywnej pracy urządzenia. Dodatkowo, w nowoczesnych rozwiązaniach, gdzie stosuje się elektroniczne termostaty, czujnik również montuje się na parowniku, bo tylko wtedy elektronika ma realny obraz tego, co się dzieje w komorze chłodziarki. Tak więc – parownik to po prostu najlepszy wybór.
Wybór miejsca montażu czujnika termostatu w chłodziarkach domowych to naprawdę kluczowa sprawa, jeśli zależy nam na precyzyjnej i oszczędnej pracy urządzenia. Wiele osób mylnie zakłada, że temperatura tuż za odwadniaczem albo za sprężarką będzie dobrym odnośnikiem, bo tam przecież czynnik chłodniczy jest „świeżo” sprężony lub oczyszczony. Jednak w rzeczywistości temperatura w tych miejscach nie odzwierciedla tego, co dzieje się w samej komorze chłodzenia – tam głównie obserwujemy temperaturę czynnika w stanie ciekłym lub gazowym, często mocno odbiegającą od temperatury powietrza w lodówce. Montaż czujnika na skraplaczu również nie ma sensu, bo skraplacz oddaje ciepło do otoczenia i jego temperatura zależy od intensywności pracy sprężarki i warunków zewnętrznych, a nie od tego, jak schłodzone są nasze produkty. Typowym błędem jest myślenie, że skoro skraplacz lub rura za sprężarką „parują” albo są gorące, to to znaczy coś ważnego dla sterowania – niestety, to prowadzi do źle dobranej regulacji, przegrzewania sprężarki lub zbyt częstych cykli załączania. W branży chłodniczej przyjęło się, że jedynym sensownym miejscem jest sam parownik, bo to tam dochodzi do rzeczywistego odbierania ciepła z wnętrza lodówki. Czujnik na parowniku gwarantuje, że termostat reaguje na realne potrzeby użytkownika, a nie na przypadkowe zmiany temperatury w innych miejscach układu. Przekładanie czujnika gdziekolwiek indziej to niestety proszenie się o kłopoty – od nierównomiernego chłodzenia, przez nadmierny pobór prądu, aż po szybsze zużycie sprężarki. W praktyce widuje się różne „patenty”, ale żadna z tych metod nie spełnia wymagań obecnych standardów technicznych ani oczekiwań klientów względem energooszczędności i trwałości sprzętu.