Poprawna odpowiedź – 72 godziny – jest zgodna z większością przyjętych wytycznych i norm dotyczących branży wentylacyjno-klimatyzacyjnej. Z praktyki wiem, że taki czas pozwala na dokładne przeanalizowanie pracy instalacji po naprawie, wychwycenie ewentualnych anomalii oraz ocenę stabilności parametrów przez różne cykle dobowej eksploatacji. Te trzy doby dają szansę na obserwację urządzenia zarówno w warunkach minimalnego obciążenia, jak i w szczycie pracy, co jest kluczowe, szczególnie w naszych polskich, czasem dość zmiennych warunkach pogodowych. W tym okresie technik może na bieżąco korygować nastawy, monitorować ciśnienia, temperatury, pracę automatyki, a także ocenić szczelność układów i działanie zabezpieczeń. Moim zdaniem, skrócenie tego czasu grozi przeoczeniem problemów, które mogą pojawić się dopiero po kilkunastu czy kilkudziesięciu godzinach działania – np. mikronieszczelności czy powolny spadek wydajności chłodniczej. Przepisy branżowe (chociaż bywają różne w zależności od producenta czy konkretnego systemu) najczęściej wskazują na minimum 72 godziny jako bezpieczny czas rozruchu próbnego po poważniejszej naprawie. To jest taki zdrowy kompromis między efektywnością a bezpieczeństwem użytkowania. Warto też wiedzieć, że taki rozruch powinien być dokładnie udokumentowany – raporty z pomiarów, opisy czynności regulacyjnych itd. – bo potem łatwiej wrócić do historii obsługi urządzenia.
Wiele osób sądzi, że wystarczy krótszy czas próbnego rozruchu instalacji klimatyzacyjnej, na przykład 24 lub 48 godzin. Z mojego doświadczenia wynika, że takie podejście najczęściej bierze się z chęci przyspieszenia oddania urządzenia do eksploatacji, presji czasowej albo po prostu niewiedzy o konsekwencjach. W ciągu jednej czy dwóch dób nie zawsze da się przeprowadzić wystarczająco dokładną obserwację wszystkich parametrów pracy instalacji, zwłaszcza gdy instalacja ma rozbudowany układ automatyki lub obsługuje kilka stref budynku. Niektóre usterki, na przykład powolny ubytek czynnika chłodniczego, niestabilność pracy sprężarki czy drobne błędy w automatyce, mogą ujawnić się dopiero po dłuższym czasie działania pod rzeczywistym obciążeniem. Z kolei wskazanie aż 96 godzin raczej wynika z nadmiernej ostrożności – ten czas jest zwykle stosowany tylko w przypadku bardzo dużych lub krytycznych instalacji, gdzie każda godzina testów ma uzasadnienie ekonomiczne lub bezpieczeństwa. W typowych obiektach komercyjnych i przemysłowych 72 godziny to rozsądny i sprawdzony kompromis, potwierdzony przez producentów oraz normy branżowe, takie jak PN-EN 378. Błędem jest skracanie czasu testów, bo wtedy instalacja zostaje oddana do użytkowania bez pełnej pewności co do jej długoterminowej niezawodności. Dłuższy rozruch natomiast nie daje proporcjonalnie większych korzyści – to raczej strata czasu i środków, mogąca nawet opóźnić inne prace. Najlepszą praktyką jest więc przestrzeganie zalecanych 72 godzin – wtedy jest czas na pełną ocenę działania, właściwe wyregulowanie urządzenia i rzetelne udokumentowanie całego procesu.