Na zdjęciu widać charakterystyczny etap budowy mostu metodą nasuwania podłużnego. To rozwiązanie, które szczególnie dobrze sprawdza się tam, gdzie trudno byłoby postawić tradycyjne rusztowania na całej długości przęsła – chociażby nad rzeką, doliną albo głębokim wąwozem. Zasadą tej technologii jest wykonywanie odcinków mostu na przyczółku (najczęściej za nasypem, tak jak na fotografii), a następnie stopniowe przesuwanie już gotowego fragmentu konstrukcji na właściwe miejsce. W praktyce, na odpowiednio przygotowanej platformie (tzw. stanowisku nasuwania) produkuje się kolejne segmenty ustroju nośnego i systematycznie nasuwa całość przy pomocy siłowników hydraulicznych czy specjalnych wózków jezdnych. Co ciekawe, bardzo często stosuje się tu tzw. nos montażowy – taki lekki, stalowy „dziób” na początku mostu, który redukuje ugięcia i obciążenia podczas nasuwania. Moim zdaniem, to jedna z najciekawszych metod umożliwiających szybki montaż dużych obiektów inżynierskich z minimalną ingerencją w teren pod obiektem. W branży uznaje się tę technikę za wzorcową tam, gdzie liczy się bezpieczeństwo pracowników oraz ograniczenie prac ziemnych i środowiskowych. Warto wiedzieć, że to metoda zgodna m.in. z wytycznymi FIDIC oraz zaleceniami polskich i europejskich norm projektowania mostów.
W budownictwie mostowym spotyka się różne metody wznoszenia konstrukcji, ale każda z nich ma określone zastosowania oraz ograniczenia techniczne. Wybór metody jest ściśle uzależniony od warunków terenowych, rodzaju przeszkody, dostępności sprzętu czy wymagań projektowych. Metoda in situ polega na wykonywaniu konstrukcji bezpośrednio w miejscu jej posadowienia, najczęściej poprzez betonowanie na pełnym lub częściowym deskowaniu, co jest typowe dla obiektów o stosunkowo niewielkiej rozpiętości lub tam, gdzie możliwe jest łatwe ustawienie podpór montażowych. Jednak na prezentowanym zdjęciu nie widać klasycznego deskowania rozciągniętego na całej długości przęsła, co praktycznie wyklucza tę technikę. Ibeams, czyli dźwigary dwuteowe, to określenie raczej elementu konstrukcyjnego niż konkretnej technologii budowy – korzysta się z nich często w mostach prefabrykowanych, gdzie belki układane są na podporach, ale nie pasuje to do widocznego procesu nasuwania segmentów. Przęsło po przęśle to natomiast podejście polegające na montażu lub betonowaniu kolejnych odcinków mostu w miejscu ich docelowego położenia, często z użyciem specjalnych wózków montażowych, ale zasadniczo różni się od nasuwania całej konstrukcji z jednego stanowiska produkcyjnego. Tu właśnie pojawia się największy błąd myślowy – łatwo pomylić segmentowy montaż z nasuwaniem, choć w praktyce to zupełnie różne operacje technologiczne. Nasuwanie podłużne, które tu widać, cechuje się tym, że cała bryła mostu powstaje etapami poza przeszkodą, co ogranicza ryzyko i ułatwia logistykę. Z mojego doświadczenia wynika, że to jedno z najnowocześniejszych rozwiązań w polskiej inżynierii mostowej – i zdecydowanie warto je rozróżniać od innych technik.