Ataki zbrojne na osoby przebywające w obiektach portu lotniczego to typowe zagrożenie o charakterze antropogenicznym, czyli wynikającym z działalności człowieka. W przeciwieństwie do naturalnych zagrożeń, które są związane z siłami przyrody i występują niezależnie od woli człowieka, działania zbrojne zawsze mają źródło w celowym zamierzeniu. Z punktu widzenia zarządzania bezpieczeństwem transportu lotniczego, naturalne zagrożenia obejmują takie zjawiska jak mgła, śnieżyce czy wybuchy wulkanów – to wszystko są procesy środowiskowe, na które branża lotnicza stara się reagować, ale nie ma wpływu na ich powstanie. Przykładowo, procedury ICAO czy EASA nakazują lotniskom i liniom lotniczym monitorowanie pogody, wdrażanie systemów ostrzegania i planowanie operacji z uwzględnieniem takich ryzyk. Z kolei ataki zbrojne klasyfikowane są jako zagrożenia terrorystyczne lub kryminalne, wymagające zupełnie innych środków zaradczych: ochrony fizycznej, systemów wykrywania, szkoleń dla personelu czy ścisłej współpracy z policją i służbami specjalnymi. Moim zdaniem, rozróżnianie tych typów zagrożeń jest kluczowe w praktyce – pomaga tworzyć oddzielne procedury reagowania, a przede wszystkim lepiej zarządzać ryzykiem w codziennej pracy na lotnisku. Warto zapamiętać, że lista naturalnych zagrożeń jest zamknięta i nie obejmuje sytuacji, które wynikają z konfliktów czy celowego działania człowieka.
W transporcie lotniczym zagrożenia naturalne to takie, które powstają bez udziału człowieka i wynikają z procesów przyrodniczych. Zaleganie mgieł, ograniczenie widoczności, opady śniegu, zamiecie czy nawet wybuchy wulkanów – to wszystko są typowe przykłady. Lotnictwo na całym świecie regularnie musi się mierzyć z takimi właśnie zjawiskami. Dlatego też międzynarodowe standardy, jak np. zalecenia ICAO, zaliczają te zjawiska do grupy tzw. hazardów środowiskowych. Z mojego doświadczenia wynika, że ludzie często mylą zagrożenia naturalne z innymi, bo obie kategorie mogą bardzo negatywnie wpływać na bezpieczeństwo operacji lotniczych. W praktyce jednak lotniska wdrażają zupełnie inne procedury dla ryzyk pogodowych – np. systemy ostrzegania meteorologicznego, plany odladzania, zamykanie pasów startowych w razie potrzeby. Pył wulkaniczny po wybuchu potrafi sparaliżować ruch lotniczy na wiele dni, tak jak miało to miejsce w 2010 roku w Europie przez erupcję Eyjafjallajökull. Tymczasem ataki zbrojne to zagrożenia o zupełnie innym charakterze. One są efektem działań zamierzonych, a nie sił przyrody. Wymagają współpracy z ochroną fizyczną, służbami bezpieczeństwa i stosowania protokołów znacznie odbiegających od reagowania na zjawiska pogodowe. Typowe błędy myślowe przy tym pytaniu polegają na utożsamianiu każdego poważnego zagrożenia na lotnisku z kategorią naturalną – a to nie jest poprawne. Kluczem jest tu rozróżnienie źródła zagrożenia: jeśli pochodzi ono z przyrody, zaliczamy je do naturalnych; jeśli z aktywności człowieka – to już zupełnie inna kategoria ryzyka.