Konwencja ateńska to podstawa, jeśli chodzi o regulowanie praw pasażerów na statkach morskich. Przede wszystkim określa ona odpowiedzialność przewoźnika za śmierć lub uszkodzenie ciała pasażera, jak i za utratę lub uszkodzenie bagażu podczas podróży morskiej. W praktyce oznacza to, że jeśli coś się stanie na statku – np. wypadek, opóźnienie rejsu, zgubienie bagażu – pasażer nie jest pozostawiony na lodzie. Taki dokument przydaje się szczególnie, kiedy statek pływa pod inną banderą niż kraj pasażera, bo daje jasne zasady, które obowiązują międzynarodowo. Moim zdaniem bez tej konwencji byłby totalny chaos na rynku morskich przewozów pasażerskich, bo każdy kraj mógłby stosować inne reguły. Warto też wiedzieć, że w praktyce firmy żeglugowe mają obowiązek informować pasażerów o ich prawach wynikających z tej konwencji – często jest to gdzieś na bilecie lub w ogólnych warunkach przewozu, ale kto to czyta… A jednak, jak coś się wydarzy, to można się na to powołać. Ogólnie rzecz biorąc, standardy wynikające z Konwencji ateńskiej pomagają zapewnić bezpieczeństwo i ochronę interesów pasażerów na morzu, co jest mega ważne nawet dziś, kiedy podróże statkami są coraz popularniejsze. Gdyby nie ona, wyegzekwowanie odszkodowania za szkody byłoby o wiele trudniejsze, zwłaszcza w przypadku sporów międzynarodowych.
Wiele osób myli różne konwencje międzynarodowe, bo faktycznie – ich nazwy są do siebie podobne i często dotyczą różnych środków transportu. Konwencja wiedeńska na przykład to dokumenty związane głównie z prawem dyplomatycznym albo ruchem drogowym, kompletnie nie dotyczy żeglugi morskiej ani przewozu osób statkami. Konwencja warszawska odnosi się do transportu lotniczego i reguluje odpowiedzialność przewoźników lotniczych za szkody wobec pasażerów i bagażu, więc jej zakres jest zupełnie inny niż w przypadku żeglugi morskiej. To częsty błąd, bo niby chodzi o przewozy międzynarodowe, ale każdy środek transportu ma swoje konkretne regulacje. Konwencja montrealska to nowsza wersja przepisów dotyczących lotnictwa – uzupełnia i częściowo zastępuje konwencję warszawską, ale wciąż obraca się tylko wokół transportu lotniczego. Moim zdaniem źródłem takich pomyłek jest to, że w szkołach czy na kursach często wrzuca się wszystko do jednego worka, a przecież branża morska rządzi się swoimi prawami i ma osobne akty prawne. Żaden z tych dokumentów nie chroni pasażerów statków morskich – tu właśnie z pomocą przychodzi Konwencja ateńska. Dobrą praktyką jest czytać, co dokładnie dany akt reguluje – bo gdyby stosować niewłaściwą konwencję, mogłoby się okazać, że pasażer zostaje bez prawa do odszkodowania albo sąd odrzuci roszczenie z formalnego powodu. W branży transportowej precyzja jest kluczowa, bo każdy rodzaj przewozu to inny zestaw przepisów, inne ryzyka i inne standardy obsługi. Warto więc dokładnie znać, która konwencja dotyczy jakiego środka transportu, żeby nie popełniać takich podstawowych błędów przy analizowaniu kazusów czy przy praktycznej pracy w logistyce lub obsłudze klienta.