Wybór osób z podstawową znajomością języka angielskiego na miejsca przy wyjściach awaryjnych w samolocie jest nieprzypadkowy i naprawdę ma sens, zwłaszcza z perspektywy bezpieczeństwa. Linie lotnicze kierują się tutaj międzynarodowymi standardami, np. wytycznymi ICAO i EASA, które mówią wprost: osoby siedzące w tych miejscach muszą rozumieć polecenia załogi – najczęściej właśnie po angielsku. Chodzi o to, żeby w sytuacji nagłej – awaryjne lądowanie, ewakuacja – nie było wątpliwości, co zrobić. Praktyka pokazuje, że kilka sekund wahania czy nieporozumień może mieć bardzo poważne konsekwencje. Ja zawsze zwracam uwagę na to, że załoga nie ma czasu tłumaczyć wszystkiego gestami, liczy się szybka i precyzyjna współpraca. Przykładowo, stewardesa może poprosić o odblokowanie wyjścia, pociągnięcie dźwigni – i wtedy liczy się, żeby osoba zareagowała od razu i zgodnie z instrukcją. Często ci pasażerowie są proszeni nawet o potwierdzenie, że rozumieją instrukcje przed startem. To nie jest przypadek – to element profesjonalnej procedury bezpieczeństwa, który w praktyce naprawdę ratuje życie.
Błędne przekonania dotyczące tego, kto może siadać przy wyjściach awaryjnych w samolocie, pojawiają się bardzo często, ale praktyka lotnicza jest tutaj jasna i oparta na racjonalnych przesłankach bezpieczeństwa. Wbrew pozorom, w tych miejscach nie mogą siedzieć osoby, których sprawność fizyczna lub ograniczenia zdrowotne mogą utrudnić szybką ewakuację. Pasażerowie otyli, choć mogą być w pełni sprawni, często nie spełniają wymagań dotyczących mobilności oraz swobodnego manewrowania w wąskiej przestrzeni. Linie lotnicze jasno to precyzują w swoich procedurach – chodzi o tempo reakcji oraz możliwość wydostania się z fotela i otwarcia wyjścia bez zbędnych komplikacji. Podobnie pasażerki w ciąży są wykluczane z tych miejsc, bo w sytuacji awaryjnej nie tylko ich zdolność do sprawnego działania jest ograniczona, ale również mogłyby narazić swoje zdrowie i dziecko. Osoby poniżej 18 roku życia to kolejna grupa, która – z mojego punktu widzenia – nie powinna być w tej roli. Młodzi pasażerowie zwykle nie mają dostatecznej dojrzałości emocjonalnej i fizycznej, by poradzić sobie z presją oraz szybką reakcją w stresującej sytuacji. To są realne ryzyka, których nikt nie chce podejmować na pokładzie. Prawidłowe myślenie to takie, że miejsca przy wyjściach awaryjnych są zarezerwowane dla osób, które nie tylko fizycznie mogą pomóc, ale również rozumieją polecenia i potrafią współpracować z załogą w języku angielskim – i to jest fundament bezpieczeństwa w lotnictwie cywilnym. Myślę, że czasem wynika to po prostu z braku świadomości, jak bardzo kluczowe są sekundy w czasie ewakuacji i jak ważne jest, by nie było tam przypadkowych osób.