Zdecydowanie dobra odpowiedź, bo faktycznie dla podróżnych przyjeżdżających z państw trzecich (spoza UE) w transporcie lotniczym lub morskim, limit zwolnienia z należności celnych wynosi 430 euro. Wynika to bezpośrednio z obowiązujących przepisów unijnych, konkretnie z Rozporządzenia Rady (WE) nr 1186/2009 ustanawiającego wspólnotowy system zwolnień celnych. Jeżeli podróżny przywozi towary do tej wartości, nie zapłaci ani cła, ani VAT, ani akcyzy. Praktycznie, to ułatwia życie osobom wracającym z wakacji czy krótkiego pobytu za granicą – nie trzeba się stresować, że drobne prezenty albo elektronika przekroczą dopuszczalny próg. Warto pamiętać, że limit jest wyższy dla transportu lotniczego i morskiego (430 euro), niż dla innych środków transportu, gdzie próg wynosi tylko 300 euro. W praktyce, na przykład podróżując samolotem z USA i przywożąc laptopa wartego 400 euro, nie trzeba nic dopłacać na granicy. Takie przepisy mają zastosowanie tylko w przypadku towarów przewożonych przez osobę fizyczną w bagażu osobistym i pod warunkiem, że towary są przeznaczone do użytku osobistego lub na prezent. To jedno z tych ułatwień, które realnie dają trochę swobody podróżującym – warto znać ten przepis, bo urzędnicy celni są w tej sprawie dość skrupulatni. Z mojego doświadczenia wynika, że nawet niewielkie przekroczenie limitu może skutkować naliczeniem opłat od całości, a nie tylko nadwyżki, więc dobrze mieć to na oku.
Często przy takich pytaniach pojawia się pokusa, żeby wybrać niższą kwotę, bo 240 czy 300 euro wydaje się logiczne – przecież to i tak już sporo pieniędzy. Ale tutaj warto rozróżnić dwie rzeczy: po pierwsze, przepisy celne Unii Europejskiej różnicują limity w zależności od środka transportu. 300 euro to limit dla transportu lądowego (np. samochód, autokar, pociąg), natomiast dla lotniczego i morskiego ustawodawca przewidział wyższy próg – 430 euro. To wynika z założenia, że podróże lotnicze i morskie są zazwyczaj dłuższe i kosztowniejsze, więc podróżni mogą chcieć przywieźć więcej wartościowych rzeczy. Moim zdaniem łatwo pomylić te kwoty, bo często słyszy się o różnych limitach, ale nie zawsze zwraca się uwagę, że dotyczą one innych sytuacji. 240 euro i 265 euro to kwoty, które po prostu nie mają odzwierciedlenia w aktualnych przepisach – mogą się pojawiać w starszych źródłach albo być wynikiem nieporozumień. 300 euro to już limit bardziej prawdopodobny, ale dotyczy on osób podróżujących lądem. Taki błąd myślowy bierze się często z uproszczenia zasad albo pamiętania starych reguł. W praktyce, jeżeli ktoś przylatuje samolotem z kraju spoza UE i przywiezie towary o wartości powyżej 300 euro, ale nie więcej niż 430 euro, nie musi zgłaszać ich do oclenia i nie zapłaci nic dodatkowo – pod warunkiem, że są to rzeczy na własny użytek. Każde niedoszacowanie tego limitu może prowadzić do niepotrzebnego stresu na granicy albo nawet zaniżania wartości przewożonych rzeczy. Branżowe dobre praktyki podpowiadają, żeby zawsze sprawdzić najnowsze oficjalne przepisy, bo czasem zmiany obowiązują dosłownie z roku na rok, a urzędnicy celni nie patrzą łaskawie na nieświadomość przepisów. Z mojego doświadczenia wynika, że znajomość tych limitów pozwala uniknąć nie tylko problemów prawnych, ale też niepotrzebnych dyskusji na lotnisku.