Prawidłowo wskazana została chemioterapia, bo jest klasycznym przykładem leczenia systemowego w onkologii. Leczenie systemowe oznacza, że podawany lek działa w całym organizmie – krąży z krwią, dociera zarówno do guza pierwotnego, jak i do mikroprzerzutów, których nie widać w badaniach obrazowych. Chemioterapeutyki, ale też leki celowane czy immunoterapia, są projektowane właśnie po to, żeby „objechać” cały organizm i szukać komórek nowotworowych gdziekolwiek się one ukryły. W praktyce klinicznej chemioterapię stosuje się: przed operacją (neoadiuwantowo), żeby zmniejszyć masę guza, po operacji (adiuwantowo), żeby zniszczyć komórki pozostałe w organizmie, albo w chorobie uogólnionej, kiedy nowotwór już przerzutował. Moim zdaniem warto zapamiętać, że jak słyszysz w opisie „leczenie ogólnoustrojowe” czy „systemowe”, to w onkologii prawie zawsze chodzi o chemioterapię, terapie celowane lub immunoterapię, a nie o promieniowanie czy skalpel. Standardy postępowania (np. wytyczne ESMO, NCCN) bardzo jasno rozróżniają te grupy: chirurgia i radioterapia to leczenie miejscowe, natomiast chemioterapia jest leczeniem systemowym, często łączonym z innymi metodami w ramach tzw. leczenia skojarzonego. W codziennej pracy zespołu onkologicznego decyzja, czy pacjent ma dostać leczenie systemowe, zależy od stopnia zaawansowania klinicznego (TNM), stanu ogólnego pacjenta, biomarkerów nowotworu i celów terapii (radykalne vs paliatywne). Dobrą praktyką jest też monitorowanie działań niepożądanych chemioterapii, bo wpływa ona na cały organizm, a nie tylko na guz – stąd konieczność regularnych badań krwi, oceny nerek, wątroby i wsparcia objawowego.
W tym pytaniu łatwo się pomylić, bo wszystkie wymienione metody kojarzą się z leczeniem onkologicznym, ale tylko jedna z nich jest leczeniem systemowym. Kluczowe pojęcie to różnica między leczeniem miejscowym a ogólnoustrojowym. Chirurgia onkologiczna polega na fizycznym usunięciu guza i ewentualnie okolicznych węzłów chłonnych. Jest to typowe leczenie miejscowe, często bardzo skuteczne w chorobie ograniczonej do jednego obszaru. Skalpel jednak nie sięga do komórek krążących we krwi czy do mikroprzerzutów rozsianych w odległych narządach. Dlatego mimo że zabieg może być rozległy, nadal nie staje się leczeniem systemowym. Podobny problem dotyczy brachyterapii. Jest to szczególny rodzaj radioterapii, w której źródło promieniowania umieszcza się wewnątrz guza lub bardzo blisko niego, np. w raku szyjki macicy czy prostaty. Promieniowanie działa bardzo punktowo, na ograniczony obszar tkanek. Z mojego doświadczenia wiele osób myli to z leczeniem ogólnym, bo „promieniowanie” kojarzy się z czymś przenikającym cały organizm. W praktyce planowanie brachyterapii jest niezwykle precyzyjne, a celem jest maksymalnie miejscowe napromienienie, więc to klasyczne leczenie miejscowe. Teleradioterapia, czyli tzw. radioterapia z pól zewnętrznych, też jest leczeniem miejscowym, chociaż obszar napromieniania bywa większy niż w brachyterapii. Wiązka promieniowania jest kierowana na konkretny region ciała, na przykład guz w płucu, pierś po operacji, czy przerzuty w kręgosłupie. Nawet jeśli napromienia się kilka obszarów, dalej nie jest to leczenie systemowe, bo promieniowanie nie krąży z krwią po całym organizmie, tylko jest precyzyjnie planowane w systemie TPS i ograniczone do wyznaczonych pól. Typowy błąd myślowy polega na tym, że wszystko, co jest „mocne” i kojarzy się z onkologią, wrzuca się do jednego worka. Tymczasem w podręcznikach i wytycznych podział jest sztywny: chirurgia i radioterapia (tele- i brachyterapia) to metody miejscowe, a chemioterapia, leki celowane i immunoterapia to metody systemowe. Warto sobie to poukładać, bo od tego zależy zrozumienie, po co łączy się np. operację z chemioterapią – właśnie po to, żeby połączyć leczenie miejscowe z ogólnoustrojowym i zwiększyć szansę na kontrolę choroby.