Prawidłowo wskazany został rak macicy, który klasycznie zalicza się do nowotworów hormonozależnych, szczególnie w kontekście działania estrogenów. W praktyce klinicznej często mówi się o tzw. nowotworach estrogenozależnych, gdzie nadmierna lub długotrwała stymulacja hormonalna sprzyja rozwojowi zmian nowotworowych. W przypadku raka trzonu macicy istotne znaczenie ma przewaga estrogenów przy braku równoważącego działania progesteronu, co prowadzi do rozrostu endometrium i zwiększa ryzyko transformacji nowotworowej. W standardach onkologicznych podkreśla się znaczenie oceny profilu hormonalnego, a także czynników ryzyka, takich jak otyłość, cykle bezowulacyjne, wczesna menarche czy późna menopauza. Moim zdaniem, z punktu widzenia osoby pracującej w medycynie, kluczowe jest rozumienie, że hormonozależność wpływa nie tylko na etiologię, ale też na diagnostykę i leczenie. W terapii mogą być stosowane leki modulujące gospodarkę hormonalną, np. progestageny w wybranych sytuacjach, a u pacjentek zawsze zwraca się uwagę na wywiad ginekologiczno-endokrynologiczny. W obrazowaniu (USG przezpochwowe, TK, MR) często ocenia się nie tylko sam guz, ale też cechy przerostu endometrium i ogólny stan narządu rodnego, co jest spójne z wiedzą o jego zależności od hormonów. W praktyce profilaktycznej ważne jest też monitorowanie kobiet z grup ryzyka, u których występują zaburzenia hormonalne, bo w tej grupie częściej dochodzi do rozwoju raka macicy. Dobrą praktyką jest łączenie danych klinicznych, endokrynologicznych i obrazowych, żeby jak najwcześniej wychwycić zmiany podejrzane o charakter nowotworowy, co realnie poprawia rokowanie.
Pytanie dotyczy nowotworu hormonozależnego, czyli takiego, którego rozwój i przebieg w istotnym stopniu pozostaje pod wpływem gospodarki hormonalnej. Wiele osób intuicyjnie szuka odpowiedzi w narządach „widocznych” lub często omawianych, jak skóra, krtań czy żołądek, ale to prowadzi na manowce. Rak skóry, mimo że może być modulowany przez różne czynniki środowiskowe (promieniowanie UV, immunosupresja, predyspozycje genetyczne), nie jest klasycznie zaliczany do nowotworów hormonozależnych. W praktyce dermatologiczno-onkologicznej nie stosuje się typowego leczenia hormonalnego ani nie wiąże się jego etiologii z przewlekłą stymulacją estrogenową czy androgenową, tak jak ma to miejsce w narządach typowo endokrynno-zależnych. Podobnie rak krtani jest przede wszystkim związany z ekspozycją na dym tytoniowy, alkohol, przewlekłe podrażnienia i czasem czynniki zawodowe; jego patogeneza nie opiera się na zaburzeniach hormonalnych, a leczenie koncentruje się na chirurgii, radioterapii i ewentualnej chemioterapii, a nie na modulacji hormonów płciowych. Rak żołądka natomiast jest klasycznie kojarzony z infekcją Helicobacter pylori, przewlekłym zapaleniem błony śluzowej, dietą, czynnikami genetycznymi i stanami przednowotworowymi typu metaplazja jelitowa. W żadnych uznanych wytycznych onkologicznych nie jest on wymieniany jako nowotwór hormonozależny w sensie klinicznym, który miałby reagować na leczenie hormonalne czy wynikać z przewlekłej stymulacji estrogenowej lub progesteronowej. Typowym błędem myślowym jest tu utożsamianie „częstego nowotworu” z „hormonozależnym” albo kojarzenie każdej tkanki wrażliwej na wpływy organizmu z działaniem hormonów płciowych. W rzeczywistości, do klasycznych nowotworów hormonozależnych zalicza się przede wszystkim raka piersi, raka prostaty i właśnie raka trzonu macicy. W tych nowotworach hormony odgrywają istotną rolę zarówno w patogenezie, jak i w planowaniu terapii, co jest potwierdzone w standardach onkologicznych i jasno odróżnia je od zmian nowotworowych w skórze, krtani czy żołądku.