Pojęcie „ogniska zimnego” w scyntygrafii oznacza dokładnie obszar, który nie gromadzi radioznacznika, albo gromadzi go istotnie mniej niż otaczający, prawidłowy miąższ. Na obrazie z gammakamery taki obszar wygląda jak ubytek zliczeń, „dziura” w obrazie, miejsce ciemniejsze lub wręcz bez sygnału, podczas gdy reszta narządu świeci prawidłowo. Z mojego doświadczenia to jedno z podstawowych pojęć w medycynie nuklearnej, a mimo to często myli się je z terminami z USG czy TK. W praktyce klinicznej zimne ognisko może oznaczać np. torbiel, zwapnienie, martwicę, guz pozbawiony czynnego miąższu, a w tarczycy także nowotwór złośliwy – dlatego w standardach postępowania (np. w diagnostyce guzków tarczycy) podkreśla się, że guzek zimny wymaga dalszej oceny, często biopsji cienkoigłowej. Sam wygląd „zimny” nie oznacza automatycznie, że zmiana jest łagodna albo złośliwa, tylko że w tym miejscu nie ma prawidłowo funkcjonującej tkanki wychwytującej radiofarmaceutyk. W dobrych praktykach opisu badań scyntygraficznych zawsze porównuje się dystrybucję radioznacznika w obrębie całego narządu, oceniając czy ognisko jest izo-, hiper- czy hipouptake, czyli odpowiednio: prawidłowe, „gorące” lub właśnie „zimne”. Ważne jest też korelowanie obrazu scyntygraficznego z innymi metodami obrazowania (USG, TK, MR) oraz z objawami klinicznymi pacjenta. Dzięki temu technik czy lekarz medycyny nuklearnej może właściwie zinterpretować, czy zimne ognisko to np. torbiel, stary zawał narządowy, obszar pooperacyjny czy potencjalnie istotna zmiana onkologiczna. Moim zdaniem warto zapamiętać to w prosty sposób: zimne ognisko = brak wychwytu = „dziura” w obrazie, która zawsze wymaga chwili zastanowienia i zwykle dalszej diagnostyki.
W scyntygrafii pojęcia „gorące” i „zimne” ognisko odnoszą się wyłącznie do stopnia gromadzenia radioznacznika, a nie bezpośrednio do czynności hormonalnej, łagodności czy złośliwości zmiany. To jest taki typowy błąd, że przenosi się skojarzenia z innych badań obrazowych albo z potocznego myślenia na medycynę nuklearną. Stwierdzenie, że ognisko zimne to obszar gromadzący znacznik jak reszta miąższu, jest sprzeczne z samą definicją. Jeśli dany fragment narządu gromadzi radiofarmaceutyk tak jak tło, to mówimy o obszarze izouptake – czyli po prostu prawidłowym lub nieodróżnialnym od otoczenia. Zimne ognisko z definicji ma obniżony wychwyt lub brak wychwytu, więc nie może „świecić” tak jak reszta. Łączenie ogniska zimnego z większą aktywnością hormonalną bierze się najczęściej z pomylenia go z ogniskiem gorącym, zwłaszcza w tarczycy. To właśnie ogniska gorące, gromadzące więcej radioznacznika niż otoczenie, zwykle mają zwiększoną czynność hormonalną (np. autonomiczny gruczolak tarczycy). Ognisko zimne jest raczej obszarem bez czynnego, wychwytującego tkanki, więc trudno mówić tu o zwiększonej produkcji hormonów. Dość mylące bywa też przekonanie, że zmiana zimna jest „najczęściej łagodna”. W tarczycy statystycznie większość guzków zimnych faktycznie okazuje się łagodna, ale właśnie w tej grupie znajdują się też raki tarczycy. Dlatego w zaleceniach klinicznych podkreśla się, że ognisko zimne wymaga dalszej diagnostyki, a nie automatycznego uspokojenia pacjenta. W innych narządach zimne ognisko może odpowiadać np. torbieli, martwicy, bliznowaceniu, ale też guzowi, który wyparł prawidłowy miąższ. Kluczowe jest zrozumienie, że medycyna nuklearna ocenia funkcję poprzez dystrybucję radioznacznika. Zimne ognisko to miejsce, gdzie funkcja jest utracona lub znacznie obniżona, a nie obszar bardziej aktywny czy „normalny”. Dobre praktyki wymagają, by interpretować taki obraz zawsze w kontekście innych badań (USG, TK, MR) oraz danych klinicznych, a nie na podstawie prostych skojarzeń typu „zimne = bezpieczne” albo „zimne = zawsze rak”. Tego uproszczenia najbardziej warto unikać.