Prawidłowo – w teleradioterapii 4D na etapie planowania leczenia wykorzystuje się obrazy tomografii komputerowej (TK) wykonane w różnych fazach cyklu oddechowego, czyli tzw. 4D CT. Chodzi o to, żeby nie mieć tylko jednego „zamrożonego” obrazu pacjenta, ale całą serię objętości, które pokazują, jak guz i narządy krytyczne przesuwają się podczas oddychania. System planowania łączy te dane z informacją czasową, stąd nazwa 4D. Dzięki temu można lepiej określić marginesy PTV, unikać zbyt dużego napromieniania zdrowych tkanek i lepiej przewidywać rzeczywistą pozycję guza w trakcie frakcji. W praktyce robi się to tak, że pacjent leży na stole TK, ma założony system monitorowania oddechu (np. pas z markerem, kamera podczerwona, czasem spirometria), a skaner zbiera dane przez kilka cykli oddechowych. Oprogramowanie sortuje je później do poszczególnych faz oddechowych, np. 10 faz od wdechu do wydechu. Moim zdaniem, to jest dziś standard przy guzach płuca, wątroby czy w okolicy przepony, gdzie ruch oddechowy jest największy. Dobre praktyki kliniczne (np. zalecenia ESTRO, AAPM TG-76) podkreślają, że planowanie 4D powinno opierać się właśnie na 4D CT, a nie na pojedynczym badaniu przy wstrzymanym oddechu. Dopiero na podstawie tych danych można rozważać techniki typu gating oddechowy czy śledzenie guza (tracking). W skrócie: tomografia komputerowa w fazach oddechowych daje pełną informację o ruchu, a bez tego cała idea radioterapii 4D traci sens.
Kluczowy problem w tym pytaniu polega na zrozumieniu, czym w ogóle jest teleradioterapia 4D i po co się ją stosuje. Cała koncepcja radioterapii 4D opiera się na uwzględnieniu ruchu guza i narządów krytycznych w czasie, głównie ruchu oddechowego. Jeżeli użyjemy obrazu, który ten ruch „zamraża” albo w ogóle go nie pokazuje, to tracimy podstawową przewagę tej techniki. Dlatego bazowanie na klasycznej rentgenografii jest po prostu niewystarczające. Zdjęcie RTG to dwuwymiarowa projekcja, bez informacji o głębokości, o objętości guza i bez możliwości dokładnego wyznaczenia struktur trójwymiarowych. W planowaniu radioterapii, a tym bardziej 4D, wymagany jest pełny obraz 3D, który zapewnia właśnie tomografia komputerowa. Rentgenografia może być przydatna co najwyżej do weryfikacji położenia pacjenta (np. portal images, kV images), ale nie jako baza do planu 4D. Kolejny częsty błąd to przekonanie, że wstrzymany oddech jest automatycznie „lepszy”, bo wszystko się mniej rusza. Faktycznie stosuje się techniki breath-hold (np. DIBH w leczeniu piersi), ale to jest inny koncept niż radioterapia 4D. Wstrzymany oddech daje nam jedną ustaloną pozycję guza i narządów, więc z założenia nie odwzorowuje pełnego cyklu oddechowego. Radioterapia 4D ma właśnie ten ruch pokazać i opisać, a nie go wyeliminować. Dlatego obraz TK przy wstrzymanym oddechu może być fajny do zmniejszenia marginesów w klasycznym 3D/IMRT/VMAT, ale nie spełnia idei 4D. Typowym błędem myślowym jest też mieszanie pojęć: ktoś wie, że TK jest złotym standardem w planowaniu i że kontrola oddechu jest ważna, więc łączy to w jedną koncepcję, wybierając tomografię przy wstrzymanym oddechu. Tymczasem w 4D potrzebujemy całej serii obrazów w różnych fazach oddechowych, zsynchronizowanych z sygnałem oddechowym pacjenta. Stąd poprawna odpowiedź to tomografia komputerowa wykonana w fazach oddechowych, czyli 4D CT. To jest zgodne z nowoczesnymi wytycznymi radioterapii, gdzie dąży się do jak najlepszego odwzorowania dynamiki ruchu guza, a nie tylko jego pojedynczej pozycji.