W technice napromieniania SSD (source–skin distance) kluczowe jest właśnie to, że jako punkt odniesienia przyjmuje się punkt zdefiniowany na skórze pacjenta. Cała metoda polega na ustawieniu stałej odległości od źródła promieniowania do powierzchni ciała, a nie do guza czy izocentrum. Dzięki temu łatwiej kontrolować warunki geometryczne wiązki, dawkę na głębokości referencyjnej oraz powtarzalność ułożeń między frakcjami. W praktyce wygląda to tak, że terapeuta wyznacza na skórze pacjenta odpowiedni punkt (np. tuszem, markerem, czasem z użyciem tatuaży), a potem za pomocą wskaźnika odległości (tzw. distance indicator, suwak SSD, czasem laser + miarka) ustawia dokładnie wymaganą SSD, np. 100 cm. Moim zdaniem to jest bardzo „technicznie wygodna” metoda, szczególnie przy prostszych polach i technikach 2D. W standardach radioterapii opisuje się ją jako alternatywę dla napromieniania izocentrycznego (SAD), gdzie odległość jest stała do izocentrum w ciele pacjenta. W SSD zawsze kalibruje się dawkę przy określonej odległości źródło–skóra, a planowanie dawki na głębokości wymaga już uwzględnienia krzywych procentowej dawki głębokiej (PDD). W codziennej pracy technika SSD bywa wykorzystywana np. przy napromienianiu zmian powierzchownych, pól na skórę, czasem w prostych polach paliatywnych, gdzie ważne jest szybkie i powtarzalne ustawienie. Dobrą praktyką jest, żeby ten punkt na skórze był jednoznacznie oznaczony, łatwy do odtworzenia, a kontrola SSD odbywała się przed każdą frakcją, bo każda zmiana ułożenia, podkładek czy materaca może tę odległość zaburzyć.
Pomyłka w tym pytaniu bardzo często wynika z mieszania pojęć z techniki SSD i SAD oraz z intuicyjnego myślenia, że „skoro napromieniamy guz, to mierzymy odległość właśnie do guza”. W praktyce teleterapii z użyciem akceleratorów liniowych nie mierzymy bezpośrednio odległości źródła do guza, bo guz jest wewnątrz ciała, a my nie mamy fizycznego dostępu do tego punktu. Poza tym jego położenie może się minimalnie zmieniać, np. przez oddychanie, wypełnienie narządów, zmiany masy ciała. Dlatego w technice SSD zawsze odniesieniem jest powierzchnia ciała – punkt na skórze, który został geometrycznie powiązany z położeniem guza na etapie planowania. Często pojawia się też skojarzenie z izocentrum aparatu terapeutycznego. To dotyczy jednak techniki SAD (source–axis distance), gdzie odległość źródło–izocentrum jest stała, np. 100 cm, a izocentrum leży wewnątrz pacjenta, w okolicy planowanego punktu referencyjnego. W SSD izocentrum, jeśli w ogóle jest używane w planie, nie jest punktem, do którego mierzymy odległość przy ustawianiu pacjenta. Tam liczy się odległość do skóry. Równie mylące bywa myślenie, że mierzymy do stołu aparatu. Stół jest tylko elementem pomocniczym do ułożenia pacjenta, może mieć różną wysokość, różne nakładki, materace, podkładki. Nie jest stałą geometryczną wiązki, więc opieranie się na nim do wyznaczania SSD byłoby po prostu nieprecyzyjne i sprzeczne z zasadami jakości w radioterapii. Dobra praktyka kliniczna mówi jasno: w technice SSD ustala się konkretną, zadeklarowaną odległość od źródła promieniowania do punktu na skórze pacjenta. Ten punkt jest oznaczony i kontrolowany przy każdej frakcji, często z użyciem wskaźnika mechanicznego lub elektronicznego. Cała geometria dawki, obliczenia PDD, głębokości referencyjne – wszystko to jest oparte o tę odległość. Mylenie tego z pomiarem do guza, stołu czy izocentrum wynika najczęściej z braku rozróżnienia między technikami SSD i SAD oraz z prób uproszczenia sobie obrazu sytuacji, które niestety w fizyce medycznej nie działają zbyt dobrze.