W przypadku, kiedy na wydruku z drukarki atramentowej widać liniowe nieciągłości, to pierwsza rzecz, o której myślą doświadczeni technicy, to problem z głowicami drukującymi. Najlepszą praktyką jest właśnie rozpoczęcie od wydrukowania testu dysz (czyli testu głowic) – to taki standardowy, szybki sposób na sprawdzenie, czy któraś z dysz nie jest zapchana albo nie działa prawidłowo. Moim zdaniem to podstawa, bo zanim zaczniemy robić cokolwiek droższego lub bardziej inwazyjnego, trzeba mieć pewność, że to nie jest sprawa prostego zapchania atramentem lub zaschnięcia tuszu. Oczyszczanie głowic (czy to przez automatyczną funkcję w panelu drukarki, czy ręcznie w przypadku bardziej zaawansowanych modeli) jest też działaniem zalecanym przez producentów w instrukcjach serwisowych. To szybkie, nieinwazyjne, no i nie wymaga żadnych dodatkowych części ani wydawania pieniędzy. Jeżeli ten proces nie pomoże, dopiero wtedy przechodzimy do poważniejszych działań, jak wymiana tuszy czy kontrola sterowników. W praktyce często wystarcza nawet jedno czyszczenie, by wszystko wróciło do normy, szczególnie jeśli drukarka nie była używana przez kilka dni lub stała w zbyt suchym pomieszczeniu. Niektórzy użytkownicy trochę zapominają, że atrament w głowicach szybko zasycha, jeśli sprzęt nie jest regularnie eksploatowany – to taka typowa bolączka domowych drukarek. Dlatego zawsze zaczynam od testu i czyszczenia głowic, bo to praktyczne, szybkie i zgodne z zaleceniami producentów.
Kiedy pojawiają się liniowe nieciągłości na wydruku z drukarki atramentowej, naturalnie można pomyśleć o kilku scenariuszach – ale nie wszystkie prowadzą do dobrych decyzji serwisowych. Wymiana tuszy jako pierwszy krok to, moim zdaniem, zbyt pochopne działanie. Bardzo często wina leży nie w samym tuszu, a w zapchanych lub zaschniętych dyszach głowicy. Gdybyśmy od razu wymienili wkład, a głowica nadal byłaby zapchana, to problem absolutnie by nie zniknął, a koszt poniesiony niepotrzebnie. Drugą często spotykaną pułapką jest przeinstalowanie sterownika drukarki – technicznie to działanie ma sens wyłącznie wtedy, gdy drukarka albo się nie wykrywa, albo drukuje totalne bzdury (np. znaki specjalne). Linie na zdjęciu to ewidentny problem z fizyczną częścią mechanizmu druku, a nie z oprogramowaniem. Często spotykam się z opinią, że sterownik jest winny wszystkiemu, ale w praktyce problem z przerywanymi liniami niemal nigdy nie wynika z software’u. Często spotykanym błędem jest też mylenie testu głowic po wymianie tuszy z rzeczywistym testem diagnostycznym przy istniejącym już problemie – test po wymianie tuszu to raczej procedura sprawdzająca, czy nowe tusze dobrze zamontowano, a nie narzędzie do wyłapywania i czyszczenia zapchanych dysz. W dobrych praktykach branżowych zawsze podkreśla się, by najpierw zweryfikować i spróbować udrożnić głowice, bo to szybkie, tanie i nie generuje strat. Dopiero jeśli to nie pomaga, można myśleć o kolejnych krokach. Wymieniając tusz od razu lub bawiąc się w reinstalację sterowników, często tylko tracimy czas i pieniądze, a problem pozostaje. Myślę, że takie podejście jest po prostu nieekonomiczne i nieprofesjonalne.