Aberracja komatyczna, zwana po prostu komą, to dość ciekawa i niestety bardzo uciążliwa wada optyczna, szczególnie jeśli pracujemy z jasnymi obiektywami i zależy nam na perfekcyjnej ostrości w całym kadrze. Polega ona na tym, że światło pochodzące z punktu położonego poza osią optyczną (czyli np. z rogu kadru) po przejściu przez soczewki nie skupia się w jednym punkcie. Zamiast tego obraz punktowy zamienia się w kształt przypominający przecinek, kometę czy nawet skrzydło mewy – stąd ta nazwa. Efekt ten jest szczególnie widoczny przy fotografii nocnej, np. gdy robisz zdjęcia gwiazd albo świateł w mieście. Z mojego doświadczenia wynika, że nawet bardzo drogie obiektywy czasami mają z tym problem, zwłaszcza przy pełnym otwarciu przysłony. Najlepsi producenci, tacy jak Zeiss czy Sigma Art, stosują specjalne układy soczewek asferycznych, żeby minimalizować komę, ale nigdy nie pozbywają się jej całkowicie. Fotografowie krajobrazu często przymykają obiektyw właśnie po to, by poprawić ostrość na brzegach i zredukować efekt przecinków. To pokazuje, że znajomość tej wady jest bardzo przydatna w praktyce – można lepiej dobrać sprzęt albo ustawienia do danego zadania. Komatyczna aberracja to zjawisko doskonale opisane w podręcznikach fotografii i optyki, a zrozumienie jej pozwala świadomie korzystać z możliwości (i ograniczeń) obiektywów. Moim zdaniem, jeśli ktoś poważnie podchodzi do fotografii nocnej, to po prostu musi się nauczyć rozpoznawać komę i wiedzieć, jak z nią walczyć.
Każda z odpowiedzi, które nie są komą, odnosi się do innej, choć równie istotnej, wady optycznej występującej w obiektywach fotograficznych. Aberracja chromatyczna to zupełnie inny rodzaj zjawiska – wynika z tego, że soczewki nie są w stanie skupić wszystkich długości fal światła w jednym punkcie. Przekłada się to na kolorowe obwódki (najczęściej fioletowe lub zielone) pojawiające się na granicach kontrastowych obiektów, a nie na przecinkowate zniekształcenia. Często można ją spotkać przy fotografowaniu gałęzi drzew pod światło lub na jasnym tle. Astygmatyzm natomiast objawia się tym, że promienie świetlne padające na obiektyw w różnych płaszczyznach ogniskują się w różnych punktach, przez co obraz punktowy zmienia się w kreskę – ale nie przypomina przecinka, tylko bardziej rozciągniętą linię prostopadłą do osi optycznej. Astygmatyzm daje się we znaki szczególnie na brzegach kadru i bywa mylony z komą, lecz jego natura jest inna i łatwo go odróżnić podczas testowania sprzętu na kartce z drobnym tekstem. Z kolei dystorsja to wada geometryczna, w której prostoliniowe elementy zdjęcia ulegają wykrzywieniu – w przypadku dystorsji beczkowatej linie wyginają się na zewnątrz, a przy poduszkowatej do środka kadru. Nie ma tu efektu przecinka, tylko odkształcone proporcje. Z mojego doświadczenia najczęstszym błędem jest mylenie komy z aberracją chromatyczną lub astygmatyzmem, bo wszystkie te wady pogarszają ostrość na brzegach zdjęcia, ale każda daje zupełnie inne artefakty. Dlatego właśnie w praktyce fotograf powinien wiedzieć, jak rozpoznawać poszczególne wady i jak sobie z nimi radzić – na przykład przez dobór odpowiednich obiektywów, korzystanie z korekcji software’owej lub przymykanie przysłony. To wszystko przekłada się na jakość zdjęć, zwłaszcza gdy zależy Ci na profesjonalnych kadrach bez niepożądanych efektów optycznych.