Świetnie zauważone, że to właśnie światło wypełniające odgrywa kluczową rolę w kształtowaniu głębokości cieni po stronie nieoświetlonej obiektu. W praktyce oświetlenia planu zdjęciowego, światło wypełniające służy do zmiękczania i redukcji kontrastów powstałych przez światło główne, które zazwyczaj pada z jednej, wybranej strony. W fotografii portretowej czy reklamowej często stosuje się blendy, softboxy lub ekrany odbijające, które pomagają doświetlić tę ciemniejszą część twarzy lub obiektu, przez co obraz staje się bardziej czytelny i plastyczny. Moim zdaniem to właśnie umiejętne balansowanie światłem wypełniającym świadczy o profesjonalizmie operatora obrazu – nie ma nic gorszego niż zbyt głębokie, „czarne dziury” po stronie nieoświetlonej, które zabiją detal i klimat sceny. W branżowych standardach, np. przy zdjęciach filmowych, stosuje się zasadę proporcji światła kluczowego do wypełniającego (tzw. ratio, np. 2:1 lub 4:1), żeby świadomie kontrolować nastroje kadru. Niektórzy operatorzy osiągają ciekawe efekty właśnie poprzez delikatne rozjaśnianie cieni, dzięki czemu całość wydaje się bardziej naturalna i przyjazna dla oka widza. Warto poeksperymentować na własnych sesjach z różną mocą i pozycją światła wypełniającego – efekty potrafią być naprawdę zaskakujące.
Wybierając inne rodzaje oświetlenia, łatwo wpaść w pułapkę myślenia, że każde światło na planie zdjęciowym nadaje się do korygowania cieni na nieoświetlonej stronie obiektu. Tymczasem światło dolne i górne stosuje się głównie do kreowania określonych efektów nastrojowych, modelowania rysów czy budowania dramaturgii, a nie do subtelnego dopełniania cieni. Dolne światło, często kojarzone z efektami upiornymi lub teatralnymi, podkreśla fakturę i buduje bardzo nienaturalny klimat – raczej pogłębia cienie niż je niweluje. Z kolei światło górne (takie jak światło słoneczne w zenicie albo klasyczny „top light” na scenie) mocno rzeźbi bryłę, akcentuje cienie pod oczami, nosem czy brodą i wcale nie jest dobre do rozjaśniania tych partii, które są odwrócone od głównego źródła światła. Światło konturowe natomiast, jak sama nazwa wskazuje, służy do wyodrębniania krawędzi, separowania obiektu od tła, a nie do rozświetlania cieni po stronie przeciwnej do światła kluczowego. Typowym błędem jest sądzenie, że jakiekolwiek dodatkowe źródło światła automatycznie zniweluje cienie – w rzeczywistości bezpośrednie światło konturowe czy z góry tylko je pogłębi albo przesunie, zamiast subtelnie je wypełnić. Z mojego doświadczenia wynika, że tylko światło wypełniające – rozproszone, o dużej powierzchni i niskiej intensywności – pozwala uzyskać naturalny balans jasności i wydobyć szczegóły w partiach zanurzonych w półcieniu. Tego uczą na kursach operatorskich i to jest standardowa praktyka w profesjonalnych studiach fotograficznych i filmowych. Rozwijając warsztat, ważne jest, żeby nauczyć się rozpoznawać zadania każdego typu światła i nie mylić funkcji dekoracyjnych czy ekspresyjnych z funkcją korekcyjną, jaką spełnia światło wypełniające.