Obiektyw wąskokątny, nazywany też teleobiektywem, to właśnie ten typ obiektywu, którego ogniskowa jest znacznie większa niż przekątna matrycy aparatu. Takie rozwiązania mają bardzo wąski kąt widzenia, często dużo mniejszy niż ludzkie oko, które obejmuje około 46 stopni (dla aparatu pełnoklatkowego odpowiednikiem naturalnego widzenia jest ogniskowa ok. 50 mm). Przy teleobiektywach, gdzie ogniskowa sięga 135 mm, 200 mm, a nawet 400 mm, obraz jest bardzo „przybliżony”, a kąt widzenia potrafi wynosić zaledwie kilka stopni. To właśnie pozwala na fotografowanie odległych obiektów, zachowując przy tym płaski efekt perspektywy, czyli brak nadmiernego zniekształcenia głębi. W praktyce obiektywy wąskokątne są nieocenione np. przy fotografii sportowej, przyrodniczej, portretowej na dłuższych dystansach czy obserwacji przyrody bez zakłócania naturalnych zachowań zwierząt. Fotografowie często używają ich, by „wyizolować” dany motyw z tła. Z mojego doświadczenia, dobre teleobiektywy są też niezastąpione podczas koncertów czy fotografowania architektury z dużych odległości. W branży przyjęło się, że za wąskokątne uznaje się te obiektywy, których ogniskowa przekracza 85 mm (dla pełnej klatki). Takie rozwiązania wymagają też stabilnych statywów, bo każdy najmniejszy ruch ręki jest widoczny na zdjęciu. No i pamiętaj, że teleobiektywy często są większe i cięższe, ale w wielu zastosowaniach po prostu nie da się ich zastąpić niczym innym.
Odpowiedź wymaga pewnego doprecyzowania, bo każdy z wymienionych typów obiektywów ma inne zastosowania i właściwości. Szerokokątne obiektywy mają ogniskową krótszą niż przekątna matrycy, przez co ich kąt widzenia jest znacznie większy niż ludzkiego oka. To one „łapią” szeroki fragment sceny, idealnie sprawdzając się w fotografii krajobrazowej, architekturze i ciasnych wnętrzach. Moim zdaniem częstym błędem jest mylenie szerokiego kąta z wąskim – wystarczy jednak popatrzeć na ogniskową: szerokokątne to zakres 10-35 mm (dla pełnej klatki), a im mniejsza ogniskowa, tym więcej widać na zdjęciu. Z kolei obiektywy standardowe mają ogniskową zbliżoną do przekątnej matrycy (np. 50 mm dla pełnej klatki) i reprodukują perspektywę podobną do tej, jaką widzi człowiek; ich kąt widzenia to właśnie około 46 stopni, więc nie są ani szerokie, ani wąskie – to taki złoty środek dla codziennej fotografii. Zmiennoogniskowy to nie tyle kwestia kąta widzenia, co mechanizmu umożliwiającego zmianę ogniskowej – taki obiektyw może być szerokokątny, standardowy albo wąskokątny, wszystko zależy od zakresu zoomu. Często spotyka się tu nieporozumienie: ludzie myślą, że każdy zoom to od razu teleobiektyw, a to nieprawda, bo np. popularne „kitowe” 18-55 mm to wcale nie jest tele. Branżowe standardy mówią jasno: to długość ogniskowej i jej relacja do rozmiaru matrycy decyduje o kącie widzenia, a nie to, czy obiektyw jest zoomem czy stałką. W praktyce, jeśli zależy nam na wąskim kącie i dużym przybliżeniu, szukamy długich ogniskowych – i właśnie takie obiektywy nazywamy wąskokątnymi, nie szerokimi, standardowymi ani po prostu zmiennoogniskowymi. Takie pomyłki wynikają często z mylenia pojęć lub uproszczeń stosowanych w codziennej rozmowie, ale w fotografii technicznej warto być precyzyjnym.