Świetnie, ta odpowiedź naprawdę pokazuje zrozumienie zasady działania światłomierza przy pomiarze światła padającego! Kiedy mierzymy światło padające, zawsze korzystamy z dyfuzora (to ta biała kopułka na czujniku), bo jego zadaniem jest symulowanie, jak światło faktycznie dociera do powierzchni fotografowanego obiektu. Czujnik, dokładnie z dołączonym dyfuzorem, powinien być skierowany w stronę źródła światła, a nie w stronę aparatu czy samego obiektu. To najważniejsze, bo chcemy dowiedzieć się, jak dużo światła dociera w miejsce, gdzie stoi fotografowany przedmiot czy osoba – czyli dokładnie tam, gdzie zamierzamy zrobić zdjęcie. W praktyce, np. podczas fotografowania modela w studio, podchodzisz do osoby i ustawiasz światłomierz z dyfuzorem w miejscu, gdzie jest twarz, kierując dyfuzor do lampy lub okna – głównego źródła światła. Takie podejście redukuje wpływ odbić, kontrastów i różnych kierunków światła, dając wiarygodny odczyt do ustawienia ekspozycji. To jest też standard w pracy z profesjonalnym sprzętem fotograficznym, o czym wspominają nawet instrukcje światłomierzy takich firm jak Sekonic czy Gossen. Moim zdaniem to jedno z podstawowych narzędzi, które pozwala kontrolować ekspozycję nie „na oko”, tylko w sposób powtarzalny i zgodny z tym, jak widzi światło materiał światłoczuły – czy to matryca, czy film. No i warto pamiętać – dyfuzor zawsze „patrzy” w stronę światła, kiedy chcemy zmierzyć światło padające, a nie odbite.
Często spotykam się z zamieszaniem, jeśli chodzi o sposób używania światłomierza do pomiaru światła padającego, i myślę, że wynika to z mylenia dwóch podstawowych metod: pomiaru światła odbitego i pomiaru światła padającego. Wiele osób błędnie zakłada, że czujnik światłomierza powinien być skierowany w stronę aparatu, bo tak przecież wygląda sytuacja „z punktu widzenia” zdjęcia. Jednak to jest typowy błąd myślowy: światłomierz do pomiaru światła odbitego rzeczywiście mierzy światło, które odbija się od obiektu w stronę aparatu, ale w przypadku światła padającego interesuje nas ilość światła, która dociera do obiektu z różnych kierunków, tak jak on ją „widzi”. Dlatego stosuje się dyfuzor – półprzezroczystą kopułkę, która rozprasza światło i symuluje, jak światło otacza i pada na obiekt. Jeśli trzymasz światłomierz bez dyfuzora i celujesz w źródło światła lub w aparat, tak naprawdę mierzysz wartości zbyt punktowe lub odbite, a nie rzeczywiste światło padające. Z kolei skierowanie światłomierza (z dyfuzorem) w stronę obiektu prowadzi do błędnych odczytów, bo to sprowadza się do pomiaru światła, które teoretycznie mogłoby wychodzić z obiektu, co jest pozbawione sensu z punktu widzenia ekspozycji. Dobrym nawykiem, potwierdzonym w praktyce przez zawodowych fotografów, jest zawsze mierzenie światła w miejscu obiektu, z dyfuzorem skierowanym w stronę głównego źródła światła. Warto też pamiętać, że nieprawidłowe ustawienie światłomierza prowadzi do niedoświetlonych lub prześwietlonych zdjęć, bo ekspozycja opiera się wtedy na błędnych założeniach. Z mojego doświadczenia wynika, że wiele osób trzyma światłomierz nie w tę stronę co trzeba, bo intuicyjnie kierują się ku aparatowi, ale w praktyce trzeba myśleć „oczami” fotografowanego przedmiotu. To właśnie dlatego cała branża przyjęła zasadę: z dyfuzorem w stronę źródła światła – bo wtedy odczyt jest najbardziej reprezentatywny i zgodny z rzeczywistymi warunkami oświetleniowymi.