Poprawna odpowiedź to poziomy, czyli narzędzie „Levels” w Photoshopie. To jest taki podstawowy sposób na kontrolę jasności, kontrastu i ogólnej ekspozycji zdjęcia. W praktyce działa to tak, że suwakiem możesz regulować wartości cieni, półtonów i świateł, czyli wpływasz na rozkład tonów w obrazie. Już na pierwszych zajęciach z obróbki zdjęć poleca się zaczynać od poziomów, bo pozwalają szybko poprawić typowe błędy ekspozycji, np. zbyt ciemne zdjęcia z aparatu. Moim zdaniem to jest jedna z najważniejszych funkcji w całym Photoshopie, bo używają jej zarówno początkujący, jak i profesjonaliści (w sumie nawet częściej ci drudzy, bo wiedzą, ile można wyciągnąć z RAWa). Dodatkowo, poziomy dają ci podgląd histogramu, więc od razu widzisz, jak rozkłada się światło i czy nie przepalasz świateł albo nie tracisz detali w cieniach. Warto pamiętać, że manipulacja poziomami jest tzw. edycją nieniszczącą, jeśli robisz to na warstwie dopasowania – to taka dobra praktyka w branży. Z mojego doświadczenia, jak ktoś opanuje poziomy, to potem inne narzędzia (krzywe, ekspozycja) są już dużo bardziej intuicyjne. Ważne też, żeby nie przesadzić z korektą – zbyt mocne ciągnięcie suwaków prowadzi do utraty szczegółów. Ostatecznie, większość zawodowych retuszerów zaczyna korektę właśnie od poziomów, zanim przejdą do bardziej zaawansowanych zmian.
Wiele osób, które dopiero zaczynają przygodę z Photoshopem, myli narzędzia służące do edycji ekspozycji z innymi, które mają zupełnie inne przeznaczenie. Na przykład stempel jest narzędziem do klonowania fragmentów obrazu – świetnie się sprawdza przy retuszu niedoskonałości albo usuwaniu niechcianych elementów, ale nie ma żadnego wpływu na jasność czy ekspozycję całego zdjęcia. To częsty błąd, bo wydaje się, że skoro można „poprawić” coś na zdjęciu stemplem, to i ekspozycję, ale niestety tak to nie działa. Z kolei mapa gradientu, choć daje ciekawe efekty wizualne, służy głównie do nakładania kolorystycznych przejść na obraz albo do stylizacji zdjęć, np. w pracy z czarno-białą fotografią do tworzenia efektu duotone czy split toning. Oczywiście, można eksperymentować i czasem taka mapa wpływa pośrednio na odbiór jasności, ale to nie jest narzędzie do technicznej korekty ekspozycji – to raczej kreatywna zabawa kolorem. Kolor kryjący natomiast jest po prostu narzędziem do malowania – nakładasz jednolitą warstwę koloru, co kompletnie przykrywa szczegóły zdjęcia pod spodem. Nie ma tu żadnej kontroli nad wartościami tonalnymi czy histogramem, a wręcz możesz bezpowrotnie zniszczyć informacje o ekspozycji, jeśli użyjesz tego bez maski. Moim zdaniem te pomyłki wynikają z braku rozróżnienia między narzędziami do edycji globalnej, a tymi do retuszu czy efektów specjalnych. W praktyce branżowej ekspozycję poprawia się narzędziami, które pozwalają precyzyjnie manipulować rozkładem światła – czyli głównie poziomami, krzywymi albo dedykowanym suwakiem ekspozycji. Warto zawsze pamiętać, żeby najpierw zadbać o techniczną stronę zdjęcia, zanim zaczniemy eksperymentować z kolorem czy efektami specjalnymi, bo to daje najlepsze rezultaty i jest zgodne z dobrymi praktykami w obróbce zdjęć.