Pomiar punktowy w aparatach cyfrowych to funkcja, która pozwala mierzyć natężenie światła wyłącznie w bardzo małym obszarze kadru, zwykle dokładnie w jego centrum (choć w niektórych modelach da się ten punkt przesuwać). To rozwiązanie jest szczególnie przydatne w sytuacjach, gdzie mamy do czynienia z bardzo dużym kontrastem – na przykład podczas fotografowania osoby podświetlonej mocnym światłem z tła albo gdy chcemy, by ekspozycja była dostosowana do konkretnego elementu sceny, np. twarzy czy detalu. Moim zdaniem, to tryb, bez którego nie wyobrażam sobie pracy w fotografii portretowej czy studyjnej. Użycie pomiaru punktowego pozwala zapanować nad światłem i nie polegać na algorytmach aparatu, które czasem potrafią się pogubić przy złożonych scenach. Standardy branżowe, jak choćby instrukcje producentów Canona czy Nikona, zawsze zalecają korzystanie z pomiaru punktowego w trudnych warunkach ekspozycyjnych. Warto pamiętać, że pozostałe tryby, jak matrycowy czy centralnie ważony, „mieszają” jasność z większego obszaru, co nie daje takiej precyzji. Fajne jest też to, że pomiar punktowy działa nawet na bardzo małym polu – zwykle ok. 1-5% kadru. To daje ogromną kontrolę. Jeśli ktoś chce świadomie decydować o ekspozycji, a nie zdawać się tylko na automatykę aparatu, to ten tryb naprawdę warto znać i stosować. Z mojego doświadczenia wynika, że opanowanie tej funkcji mocno rozwija umiejętności fotograficzne.
Wiele osób traktuje pojęcia związane z pomiarem światła w aparatach fotograficznych jak synonimy, a to niestety prowadzi do typowych błędów w praktyce. Pomiar matrycowy, choć bardzo zaawansowany, opiera się na analizie całego kadru – aparat dzieli obraz na strefy i uśrednia wyniki, próbując dobrać ekspozycję najbardziej „uniwersalną”. Świetnie sprawdza się przy zdjęciach krajobrazowych czy ogólnych ujęciach, gdzie nie dominuje jeden jasny lub ciemny element. Z kolei pomiar wielopunktowy, czasem mylony z matrycowym, to rozwiązanie, które analizuje kilka wybranych punktów na obrazie i na ich podstawie wylicza ekspozycję; to także metoda całościowa, dobra przy bardziej skomplikowanych scenach, ale nie pozwala skupić się na konkretnym detalu w centrum. Pomiar centralnie ważony działa według starej szkoły – ekspozycja liczona jest z całego kadru, ale wyraźnie większą wagę ma środek obrazu. Jest to takie „półśrodek” między precyzją a ogólnością, ale nie daje takiego wpływu na bardzo mały obszar, jak pomiar punktowy. Typowym błędem jest zakładanie, że skoro coś mierzy „w centrum”, to chodzi o tryb centralnie ważony – a tymczasem to pomiar punktowy gwarantuje, że światło zarejestrowane dokładnie w jednym, najmniejszym możliwym fragmencie kadru decyduje o ekspozycji. No i jeszcze jedno: profesjonalni fotografowie często przełączają się na ten tryb właśnie w trudnych warunkach, bo pozwala zapanować nad kadrem tam, gdzie inne tryby zawodzą. W praktyce, korzystanie z nieodpowiedniego trybu pomiaru prowadzi do prześwietleń lub niedoświetleń ważnych elementów zdjęcia, szczególnie gdy kluczowy obiekt nie zajmuje większości kadru. Dlatego zawsze warto rozumieć, jak działa każdy z trybów i świadomie wybierać najlepszy do danej sytuacji.