Wybierając maksymalną rozdzielczość optyczną oraz szeroki zakres dynamiki skanowania (od 0 do 2,0), zapewniasz sobie najwyższą możliwą jakość zdjęcia podczas digitalizacji materiału analogowego. Rozdzielczość optyczna, nie mylić z interpolowaną, to rzeczywista zdolność skanera do wychwytywania szczegółów obrazu – jeśli zależy Ci na wiernym oddaniu detali (na przykład faktury papieru czy subtelnych przejść kolorystycznych), to tylko optyczna rozdzielczość daje szansę na uzyskanie ostrych i wyraźnych skanów bez sztucznego podbijania pikseli. Z kolei szeroki zakres dynamiki pozwala odwzorować zarówno bardzo jasne, jak i ciemne partie obrazu, co przy pracy z refleksyjnymi odbitkami jest szczególnie ważne – łatwo wtedy zachować detale w cieniach i światłach, nie tracąc subtelności. W praktyce, np. w archiwistyce czy profesjonalnej digitalizacji zbiorów fotograficznych, zawsze działa zasada: lepiej mieć za dużo danych i je później zredukować niż żałować, że coś się straciło bezpowrotnie. Moim zdaniem nie raz ratowało to skany z trudnych materiałów – skan o wysokiej rozdzielczości optycznej i pełnym zakresie tonalnym daje duże pole do dalszej obróbki, np. retuszu czy korekty ekspozycji. Dobre praktyki branżowe, na przykład wytyczne FADGI czy Metamorfozy Narodowego Archiwum Cyfrowego, wyraźnie mówią: ustawienia optymalne pod względem rozdzielczości i dynamiki to punkt wyjścia do jakościowej pracy z materiałami analogowymi.
W temacie skanowania materiałów analogowych bardzo łatwo wpaść w pułapkę myślenia, że wysoka rozdzielczość interpolowana jest równie dobra co optyczna – a to niestety nieprawda. Interpolacja polega na sztucznym podbijaniu liczby pikseli przez oprogramowanie, czego efektem jest plik większy, ale nie lepszy jakościowo. Szczegółów nie przybywa, pojawia się za to „pustość” w obrazie, czasem nawet artefakty. Z mojego doświadczenia, jeśli ktoś skanuje zdjęcia np. do wysokiej jakości druku albo archiwizacji, od razu widać różnicę – tylko natywna, optyczna rozdzielczość naprawdę zachowuje wszystkie niuanse materiału wyjściowego. Druga typowa pułapka to zbyt wąski zakres dynamiki, np. ograniczanie go do 0–0,5. To sprawia, że tracimy masę informacji z najciemniejszych i najjaśniejszych fragmentów zdjęcia – często te „utracone” detale są potem nie do odzyskania. W branży przyjęło się, by nie ograniczać sobie pola manewru na starcie, bo późniejsza obróbka (np. korekta kontrastu czy ekspozycji) wymaga jak największego zakresu tonalnego. Minimalna rozdzielczość optyczna lub interpolowana, nawet jeśli wydaje się kusząca ze względu na mniejsze pliki, po prostu nie daje tej szczegółowości i elastyczności w edycji. Dobrym zwyczajem jest skanować zawsze „na zapas”, nawet jeśli finalnie będziemy pomniejszać czy kompresować plik – oryginał w wysokiej jakości zostaje na przyszłość. W pracy zawodowej, kiedy archiwizowałem stare odbitki, często wracałem do surowych skanów po paru latach – tylko te w wysokiej rozdzielczości i z pełnym zakresem dynamicznym „trzymają poziom” w nowych projektach, wymagających lepszej jakości. Tak więc, błędem jest myślenie, że interpolacja i minimalna rozdzielczość wystarczą – standardy branżowe są tu jednoznaczne: liczy się maksymalna optyczna rozdzielczość i szeroki zakres tonalny.