Oświetlenie boczne w portrecie to bardzo charakterystyczna technika, którą łatwo rozpoznać po mocnych kontrastach i wyraźnym modelowaniu twarzy. W tym przypadku światło pada z lewej strony modela, co sprawia, że jedna część twarzy jest dobrze oświetlona, a druga pozostaje w cieniu. Takie rozwiązanie często stosuje się w portretach studyjnych, bo pozwala wydobyć trójwymiarowość i strukturę twarzy. Moim zdaniem, właśnie boczne światło najlepiej podkreśla charakter osoby i nadaje zdjęciu głębię. W praktyce, fotografowie wybierają ten sposób oświetlenia, kiedy zależy im na pokazaniu detali skóry, tekstury ubrania czy nawet na wywołaniu konkretnego nastroju – czasem bardziej tajemniczego albo dramatycznego. Standardy branżowe, chociażby w fotografii portretowej, zalecają stosowanie światła bocznego do podkreślania rysów twarzy czy uzyskania efektu Rembrandta, który jest bardzo ceniony w profesjonalnych sesjach. Najczęściej ustawia się lampę studyjną albo okno pod kątem około 90 stopni względem fotografowanej osoby. Dzięki temu światło nie tylko rzeźbi twarz, ale pozwala uzyskać naturalistyczny efekt i sprawić, że portret nie jest płaski. Z mojego doświadczenia, dobrze ustawione oświetlenie boczne naprawdę robi robotę, szczególnie jeśli chcemy uwypuklić indywidualne cechy modela i pokazać coś więcej niż tylko zwykłe zdjęcie.
Wiele osób przy pierwszym kontakcie z fotografią portretową myśli, że oświetlenie tylne albo górne daje ciekawsze efekty, bo pojawiają się kontrasty czy dramatyczne cienie. Jednak w praktyce takie rozwiązania nie zawsze sprawdzają się w klasycznym portrecie studyjnym. Tylne światło, czyli takie ustawione za modelem, zazwyczaj służy do tworzenia efektu poświaty wokół sylwetki, tzw. światła konturowego, które nie jest głównym źródłem światła w portretach. Używa się go raczej do oddzielenia modela od tła, ale nie do oświetlania twarzy. Z kolei oświetlenie dolne, ustawione poniżej poziomu twarzy, daje bardzo nienaturalny i wręcz niepokojący efekt – zjawisko nazywane potocznie „oświetleniem od dołu” kojarzy się raczej z klimatem horrorów niż profesjonalną fotografią. Próby zastosowania takiego światła w portrecie kończą się zwykle dziwnymi cieniami pod nosem czy brodą, co jest raczej niepożądane w standardach branżowych. Oświetlenie górne, czyli światło padające bezpośrednio z góry, często prowadzi do powstawania głębokich cieni pod oczami i nosem. Efekt ten jest bardzo niekorzystny przy fotografowaniu ludzi, bo sprawia, że twarz wygląda na zmęczoną, a rysy są zniekształcone. Stosowane jest raczej w fotografii reportażowej, ewentualnie do zdjęć w ostrym słońcu, ale wtedy zwykle fotograf stara się takie światło zmiękczyć. Te błędne podejścia wynikają głównie z niezrozumienia, jak światło modeluje kształty. Najbardziej klasyczne i uniwersalne efekty dają światła boczne, które podkreślają strukturę i naturalną rzeźbę twarzy. Warto zawsze analizować padające cienie i kierunek światła jeszcze przed naciśnięciem spustu migawki – to jeden z podstawowych elementów warsztatu fotografa.