Świetnie, bo faktycznie w fotografii typu glamour kluczową sprawą jest ustawienie głównego źródła światła dokładnie na wprost modela, ale minimalnie powyżej osi optycznej aparatu. Taki układ, potocznie zwany „beauty light” albo „clamshell lighting”, sprawia, że światło rozkłada się na twarzy bardzo równomiernie, wygładzając skórę i maskując niedoskonałości. Cień pod nosem i brodą jest delikatny, co podkreśla rysy twarzy bez ich zbyt mocnego uwypuklania. Branżowo uznaje się to za absolutny standard w sesjach portretowych, zwłaszcza w reklamach kosmetyków czy modzie. Praktyka pokazuje, że jeśli główne światło ustawisz ciut powyżej obiektywu i skierujesz je lekko w dół, uzyskasz efekt świeżej, zdrowej cery. Często jeszcze do tego dołącza się blendę albo drugi, słabszy softbox od dołu, żeby zniwelować cienie pod oczami i brodą. Osobiście uważam, że to najprostszy sposób, żeby każdy wyglądał korzystnie – naprawdę, nawet osoby z problematyczną cerą od razu prezentują się lepiej. Warto poeksperymentować z wysokością lampy – różnica kilku centymetrów potrafi totalnie zmienić odbiór zdjęcia. Wielu profesjonalistów doradza też użycie szerokich softboxów lub beauty disha, właśnie by uzyskać ten miękki, luksusowy efekt oświetlenia.
Wydaje się czasem, że najlepsze efekty da ustawienie lampy z boku – czy to z lewej, czy z prawej strony modela – bo przecież światło boczne daje głębię i wydobywa fakturę skóry. Jednak w przypadku portretów glamour taka technika jest nietrafiona, bo zamiast wygładzać cerę, tworzy ona wyraźne cienie na twarzy, a to akurat podkreśla nierówności i zmarszczki. W sesjach beauty i glamour celem jest uzyskanie bardzo łagodnego światła, które wręcz „prasuje” rysy i zapewnia równomierny rozkład jasności. Ustawienie światła nieco poniżej osi optycznej, czyli niżej niż aparat, też nie jest dobrym rozwiązaniem – powstają wtedy nienaturalne cienie pod oczami i nosem, a twarz wygląda na zmęczoną albo nawet groźną. To taki klasyczny błąd początkujących, którzy nieświadomie próbują rozświetlić twarz od dołu, zapominając, że naturalnie światło pada z góry (jak od słońca czy żarówki sufitowej). Światło skierowane z góry, ale centralnie na twarz, pozwala zachować piękny, równy blask i unika się efektu „przerysowanych” kości policzkowych. Standardem w branży jest tzw. „beauty light” na wprost i nieco powyżej aparatu – to znana praktyka ze studiów fotograficznych na całym świecie. Właśnie dlatego takie oświetlenie spotkasz w większości profesjonalnych zdjęć reklam kosmetycznych czy okładek magazynów. Moim zdaniem warto zapamiętać, że oświetlenie glamour to nie jest eksperymentowanie z kątami padania światła, tylko powtarzalna, sprawdzona technika, której celem jest wydobycie atutów modela bez uwypuklania niedoskonałości. To taka fotograficzna klasyka gatunku – im prościej i bardziej centralnie, tym lepiej dla efektu końcowego.