Prawidłową odpowiedzią jest czas naświetlania, bo to właśnie on decyduje o tym, jak długo światło pada na matrycę aparatu podczas wykonywania zdjęcia. Przy długim czasie naświetlania ruchome elementy — jak woda w wodospadzie — rozmywają się, tworząc charakterystyczny efekt płynności czy zamglenia. W praktyce, żeby uzyskać taki efekt „mlecznej” wody jak na zdjęciu, stosuje się czasy rzędu 1 sekundy albo nawet dłuższe, a czasem potrzebne są filtry ND, żeby nie prześwietlić kadru przy dziennym świetle. Moim zdaniem to jeden z najbardziej widowiskowych trików w fotografii krajobrazowej i od razu widać, kiedy ktoś ogarnia długie czasy. Fotografowie na całym świecie używają tej techniki zgodnie z wytycznymi organizacji takich jak National Geographic czy Royal Photographic Society, gdzie rekomenduje się eksperymentowanie z czasami od 1/4 sekundy nawet do kilku sekund przy tego typu scenach. Fajnie też wiedzieć, że przy zbyt krótkim czasie naświetlania woda byłaby 'zamrożona', a efekt całkiem inny – mniej malowniczy. Również warto pamiętać, że do takich ujęć najlepiej używać statywu, bo długi czas naświetlania łatwo powoduje poruszenie całego zdjęcia. Osobiście polecam poeksperymentować z różnymi czasami i zobaczyć, jak zmienia się charakter zdjęcia – to naprawdę świetna lekcja praktyczna.
Pojęcie rozmycia wody na zdjęciu często budzi pewne wątpliwości, zwłaszcza wśród początkujących fotografów. Można łatwo pomylić parametry odpowiadające za głębię ostrości, szczegółowość czy szerokość kadru z tym, co faktycznie wpływa na efekt 'płynącej' wody. Ogniskowa obiektywu decyduje głównie o kącie widzenia i stopniu przybliżenia sceny – nie wpływa bezpośrednio na rozmycie ruchu, a raczej na to, jak 'dużo' krajobrazu obejmie zdjęcie i jak będą wyglądać proporcje elementów. Wielu ludzi myśli, że rozdzielczość ma coś wspólnego z tym efektem, ale to zwykła pomyłka – rozdzielczość dotyczy jedynie liczby pikseli w obrazie, co przekłada się na szczegółowość zdjęcia, a nie na efekt ruchu. Liczba przysłony z kolei kontroluje ilość światła wpadającego do obiektywu oraz głębię ostrości – czyli to, czy tło jest rozmazane, czy wyraźne – jednak nie powoduje sama w sobie rozmycia ruchu wody. To dość częsty błąd, bo przysłona, owszem, pośrednio wpływa na ekspozycję, ale nie jest odpowiedzialna za ten specyficzny efekt rozmycia. W praktyce, żeby uzyskać rozmycie ruchomych elementów, potrzebny jest dłuższy czas naświetlania – a nie manipulowanie ogniskową, rozdzielczością czy samą przysłoną. Warto zapamiętać, by przy zdjęciach z efektem płynącej wody skupić się na pracy nad czasem otwarcia migawki, bo to on pozwala 'malować' światłem i ruchem na zdjęciu. Takie mylenie pojęć wynika najczęściej z braku praktyki albo powierzchownej znajomości parametrów ekspozycji, więc opłaca się poświęcić chwilę na eksperymenty i obserwowanie efektu przy różnych ustawieniach.