To jest właśnie licencja Creative Commons oznaczona jako CC BY-SA, czyli uznanie autorstwa oraz na tych samych zasadach (Share Alike). Co to oznacza w praktyce? Jeśli wykorzystasz taki plik – na przykład grafikę, muzykę czy tekst – musisz podać informację o autorze (BY – uznanie autorstwa) oraz, co ważniejsze, jeśli dokonasz jakichkolwiek zmian lub stworzysz utwór zależny, musisz go udostępnić na identycznej licencji (SA – share alike). W zasadzie to trochę jak efekt domina – każde kolejne użycie czy modyfikacja podtrzymuje ten sam typ otwartości. Pozwala to na pełniejsze wykorzystanie treści we współpracy, edukacji czy nawet w projektach komercyjnych, ale wymusza, żeby inne osoby też dzieliły się swoimi zmianami publicznie i nie zamykały ich za paywallem czy restrykcyjnymi warunkami. Praktycznie rzecz biorąc, to jest bardzo fajna licencja dla projektów open source, wiki, edukacji, bo buduje społeczność dzielącą się wiedzą – tak uważam z własnego doświadczenia. Trzeba jednak pamiętać, że to nie to samo co domena publiczna – tu te zasady są mocno pilnowane i nie da się ich tak po prostu obejść. Warto też sprawdzać dokładnie, czy przypadkiem autor nie zastrzegł dodatkowych warunków, bo licencje CC bywają mylące dla początkujących. W każdym razie – wybierając „na tych samych zasadach”, promujesz otwartość i współdziałanie, co zresztą jest zalecane w nowych standardach cyfrowych.
Wybór innych opcji często bierze się z nieporozumień dotyczących oznaczeń licencji Creative Commons. Czasami ktoś widząc symbol CC oraz ludzika, automatycznie zakłada, że chodzi o domenę publiczną – ale nic bardziej mylnego. Domena publiczna to zupełnie inna kategoria, tam nie obowiązują żadne warunki i nie trzeba podawać autorstwa, a tutaj kluczowe jest właśnie uznanie autorstwa (BY). Z kolei oznaczenie „bez tworzenia utworów zależnych” (ND – No Derivatives) zupełnie tu nie występuje, wręcz przeciwnie – CC BY-SA pozwala na modyfikacje pod warunkiem udostępniania na tej samej licencji, więc ograniczanie się tylko do oryginału kłóci się z duchem tej licencji. Wariant „w celach niekomercyjnych” to z kolei CC BY-NC, ale na grafice nie ma symbolu „dolarówki” przekreślonej, więc można korzystać również komercyjnie. Często ludzie mylą te symbole, bo piktogramy mogą wydawać się podobne. Największy błąd polega na nieuwzględnieniu tej „kaskadowości” licencji SA – czyli obowiązku przekazywania dalej tych samych zasad każdemu kolejnemu użytkownikowi. To jest bardzo ważny standard w społeczności open source i edukacji cyfrowej. Moim zdaniem, żeby dobrze rozumieć CC BY-SA, trzeba pamiętać o konieczności dzielenia się na takich samych warunkach, bo to właśnie umożliwia powstawanie otwartych projektów i swobodny rozwój treści cyfrowych – w przeciwieństwie do licencji bardziej restrykcyjnych czy zamkniętych. Warto też praktykować dokładne czytanie licencji, bo w świecie mediów cyfrowych drobna pomyłka w interpretacji może prowadzić do złamania praw autorskich, nawet nieświadomie.