Plan amerykański, czasem spotykany także pod nazwą „three-quarter shot”, to jedno z najpopularniejszych ujęć w filmie fabularnym i serialach. Ta konwencja wywodzi się z klasycznych westernów, gdzie często ważne było, by pokazać zarówno wyraz twarzy aktora, jak i całą sylwetkę z kaburą na biodrze – stąd właśnie kadrowanie od kolan w górę. To nie jest przypadek – takie ujęcie daje bardzo uniwersalny efekt: pozwala reżyserowi uchwycić emocje i mimikę, a jednocześnie pokazać mowę ciała, gesty rąk, elementy kostiumu czy rekwizyty. W praktyce plan amerykański sprawdza się świetnie w scenach dialogowych, walkach czy dynamicznych interakcjach, bo nie jest ani zbyt szeroki (jak plan pełny), ani zbyt bliski (jak portret czy plan średni). Moim zdaniem to naprawdę złoty środek – aktor nie traci kontaktu z widzem, a my mamy szansę zobaczyć coś więcej niż tylko twarz. Co ciekawe, w literaturze branżowej, np. w podręcznikach operatorskich, niezmiennie podkreśla się, że „kolana w górę” to prosty wyznacznik tego planu – nie mylić z kadrami od pasa lub tylko od ramion! Cięcia powyżej lub poniżej tej linii potrafią zaburzyć kompozycję i sprawić, że postać wygląda nienaturalnie. W skrócie: jeśli zależy ci na klasycznej narracji wizualnej i czytelności ruchu – właśnie plan amerykański będzie najlepszym wyborem. Warto to ćwiczyć na planie, bo czasem nawet drobna różnica w kadrowaniu daje zupełnie inny efekt!
Przygotowując kadry filmowe, bardzo łatwo pomylić plany i wybrać niewłaściwą wysokość odcięcia sylwetki aktora. W branży filmowej każdy plan ma swoją ścisłą definicję, która nie jest przypadkowa – decyduje o odbiorze sceny oraz możliwościach narracyjnych. Plan od pasa w górę to tzw. plan średni, który jest nieco ciaśniejszy i pozwala skupić się na górnej części ciała, akcentując ekspresję twarzy i ruchy ramion, ale już nie pokazuje w pełni mowy ciała – bardzo przydatny w dialogach, lecz nie daje tyle swobody co plan amerykański. Z kolei kadr od linii ramion w górę to już właściwie plan bliski, wręcz portretowy – tam liczą się szczegóły mimiki, kontakt wzrokowy, często emocje, ale zupełnie tracimy kontekst ruchu, gestów i relacji postaci z przestrzenią. Najbardziej skrajna odpowiedź, czyli kadrowanie od linii podbródka po czubek głowy, daje bardzo ciasny plan, właściwy dla zbliżeń i portretów – świetny do oddania stanów emocjonalnych, ale kompletnie zaburza czytelność akcji, jeśli zależy nam na pokazaniu interakcji albo rekwizytów. W moim odczuciu często popełnia się ten błąd, bo nazewnictwo może być mylące i nie każdy zwraca uwagę na faktyczny przebieg linii cięcia kadru. W praktyce, wybierając niewłaściwy plan, łatwo sprawić, że postacie wydają się nienaturalnie „ucięte” lub w ogóle nieczytelne w kontekście ruchu. Warto zapamiętać, że plan amerykański to zawsze kolana w górę – taki kompromis między widocznością twarzy a całą postawą, co jest nieocenione w scenach dramatycznych, dialogowych czy dynamicznych. Dlatego znajomość tych różnic to podstawa warsztatu każdego operatora czy reżysera.