To jest dokładnie ten moment, kiedy warto się zatrzymać i pomyśleć, jak działa kompresja dźwięku na co dzień — czy to w plikach MP3, czy w audio przesyłanym przez komunikatory internetowe. Gdy zwiększamy stopień kompresji, czyli bardziej "ściskamy" plik, usuwamy coraz więcej informacji, które algorytm uznaje za mniej istotne. Niestety, to prowadzi do utraty szczegółów, takich jak subtelne tony, pogłos czy naturalność brzmienia instrumentów. Branżowe standardy, takie jak kodeki MP3 czy AAC, zawsze balansują pomiędzy rozmiarem pliku a jakością audio, ale nawet najlepsze algorytmy nie są w stanie całkowicie wyeliminować strat przy dużej kompresji. Moim zdaniem, praktyka pokazuje, że na przykład w studiu nagraniowym, gdzie liczy się czystość i dynamika dźwięku, stosuje się pliki nieskompresowane, typu WAV lub FLAC bezstratny, bo tam każda strata jakości od razu rzuca się w uszy. W warunkach domowych czy na słuchawkach bluetooth, gdy plik jest mocno skompresowany, od razu słychać, że np. wokal staje się "płaski" albo pojawia się charakterystyczne buczenie. To wszystko przykład tego, że im wyższy stopień kompresji, tym bardziej cierpi jakość dźwięku. Warto o tym pamiętać, bo czasami lepiej poświęcić trochę miejsca na dysku dla lepszego odsłuchu.
Sprawa kompresji dźwięku potrafi być myląca i wiem, że łatwo można się tu pomylić, zwłaszcza jeśli nie miało się okazji analizować tego w praktyce. Przede wszystkim, stopień kompresji nie ma żadnego wpływu na ilość kanałów — to, czy dźwięk jest mono, stereo czy 5.1, jest ustalane na etapie nagrania lub produkcji i nie zmienia się, gdy kompresujemy plik. To częsty błąd, bo niektórzy myślą, że "upchnięcie" większej ilości danych pozwala na więcej kanałów, ale kompresja dotyka głównie gęstości informacji w jednym kanale, a nie ich liczby. Jeśli chodzi o poprawę jakości dźwięku, to niestety, ale kompresja stratna zawsze pogarsza jakość, bo polega na usuwaniu fragmentów, które komputer uzna za mniej słyszalne. Często spotykam się z opinią, że nowoczesne kodeki mogą wręcz poprawiać brzmienie, ale to jest raczej efekt psychoakustycznego maskowania niedoskonałości niż realna poprawa. Kompresja bezstratna (jak FLAC) nie pogarsza jakości, ale też jej nie poprawia – dźwięk pozostaje taki sam jak w oryginale. Natomiast w praktyce użytkownicy często gubią się, bo słyszą duże różnice między mocno skompresowanymi plikami, a tymi o wyższym bitrate — i tutaj właśnie kryje się sedno tematu. Najczęstszy błąd myślowy to założenie, że skoro coś jest mocniej skompresowane, to znaczy, że udało się osiągnąć lepszą technologię i jakość, a tu niestety jest odwrotnie: więcej kompresji oznacza mniej detali, mniejszą dynamikę, płaskość brzmienia czy nawet zniekształcenia. Warto też pamiętać, że profesjonalne standardy, jak np. formaty używane w produkcji muzycznej czy radiowej, stawiają na minimalną lub bezstratną kompresję właśnie po to, by nie tracić jakości na żadnym etapie produkcji czy transmisji.