Właściwą odpowiedzią jest minister właściwy do spraw środowiska, bo to wynika bezpośrednio z przepisów prawa geologicznego i górniczego, konkretnie z ustawy z dnia 9 czerwca 2011 r. (Dz. U. z 2023 r. poz. 633 z późn. zm.). Złoża znajdujące się w granicach morskich należą do Skarbu Państwa i mają charakter strategiczny, stąd ich eksploatacja musi być ściśle kontrolowana przez organ administracji centralnej. Moim zdaniem to całkiem logiczne – morskie złoża, jak ropa naftowa czy gaz, mogą mieć ogromne znaczenie dla bezpieczeństwa energetycznego kraju, więc decyzje o udzieleniu koncesji nie mogą być rozproszone po różnych szczeblach samorządu. W praktyce starostowie czy wojewodowie mogą wydawać koncesje, ale tylko na niektóre typy złóż i tylko na lądzie, nigdy na morzu. Minister środowiska analizuje wnioski, rozpatruje wpływ na środowisko, kontroluje zgodność z planami zagospodarowania przestrzennego obszarów morskich oraz nadzoruje cały proces wydobywczy. Warto też wiedzieć, że takie koncesje są udzielane zwykle na wiele lat, a firmy ubiegające się o nie muszą spełnić szereg wymagań dotyczących doświadczenia, zabezpieczeń środowiskowych czy technologii wydobycia. Branża trzyma się tutaj międzynarodowych standardów, bo prace na morzu są znacznie bardziej złożone niż na lądzie i wymagają najwyższego poziomu kontroli. Wydaje mi się, że takie rozwiązanie zapewnia bezpieczeństwo i odpowiedzialność za kluczowe zasoby kraju.
Wiele osób myśli, że skoro złoża są „gdzieś blisko”, to koncesje może wydawać np. starosta czy burmistrz, zwłaszcza jeśli chodzi o tereny, którymi zarządzają lokalne władze. Jednak złoża w granicach morskich mają zupełnie inną rangę niż te położone na lądzie i są objęte szczególnym nadzorem państwowym. Starosta może faktycznie wydawać pewne decyzje dotyczące wydobycia, ale tylko na obszarach lądowych i przy mniejszych przedsięwzięciach. Burmistrz z kolei nie ma kompetencji w zakresie udzielania koncesji górniczych w ogóle – jego rola ogranicza się raczej do zarządzania lokalnymi sprawami komunalnymi. Wojewoda, mimo że jest przedstawicielem rządu w terenie, również nie ma uprawnień do wydawania koncesji na wydobywanie złóż na obszarach morskich. Tutaj chodzi o zupełnie inną skalę zarówno ryzyka środowiskowego, jak i odpowiedzialności państwa wobec wspólnoty międzynarodowej. Typowy błąd wynika z mylenia kompetencji organów administracji samorządowej z rolą administracji centralnej – takie rozróżnienie jest fundamentalne w branży wydobywczej. Tak naprawdę minister właściwy do spraw środowiska to jedyny organ, który ma niezbędną wiedzę, zaplecze i procedury pozwalające na kontrolowanie tego typu inwestycji na morzu. Podejmując decyzję o koncesji, musi uwzględnić nie tylko interes ekonomiczny kraju, ale też przepisy unijne, ochronę środowiska morskiego, bezpieczeństwo żeglugi i wiele innych czynników, które po prostu wykraczają poza kompetencje lokalnych władz. Moim zdaniem łatwo się tutaj pomylić, ale należy pamiętać, że odpowiedzialność za obszary morskie leży w gestii państwa, a nie samorządów czy administracji terenowej. To podejście zgodne z najlepszymi praktykami i standardami branżowymi – nie bez powodu tak jest w większości krajów UE.