Sieć Natura 2000 to taki trochę kompromis między ochroną przyrody a rozwojem społecznym. Chodzi o to, żeby chronić najcenniejsze siedliska i gatunki, ale jednocześnie nie blokować całkiem normalnego życia mieszkańców. Dlatego działalność człowieka jest na tych obszarach dopuszczona, tylko trzeba się liczyć z pewnymi ograniczeniami - głównie inwestycyjnymi. Przykładowo, jeżeli ktoś chce budować drogę, linię energetyczną albo postawić zakład przemysłowy na terenie objętym Natura 2000, musi wykazać, że nie zniszczy to cennych siedlisk czy nie zagrozi rzadkim gatunkom. Często wymagane są specjalne oceny oddziaływania na środowisko. Dla rolników czy leśników też są wytyczne - np. nie wolno przesadnie osuszać terenów, stosować pewnych środków chemicznych albo wycinać lasu na dużą skalę. Z mojego doświadczenia wynika, że te zasady są naprawdę potrzebne, bo bez nich już dawno sporo unikalnych miejsc byłoby zniszczonych. I co ciekawe, zgodnie z unijnymi przepisami (chociażby Dyrektywa Siedliskowa), głównym celem jest właśnie taka zrównoważona gospodarka. Tak więc ograniczenia nie są po to, żeby komuś utrudnić życie, tylko żeby pogodzić nasze potrzeby z ochroną natury – a to jest mega ważny trend w dzisiejszych czasach.
Wiele osób zakłada, że na terenach Natura 2000 nic nie można robić, ale to jednak często wynik nieporozumienia albo uproszczonego podejścia do przepisów środowiskowych. W praktyce, te obszary nie są całkowicie wyłączone spod działalności człowieka, bo gdyby tak było, to zupełnie nie dałoby się tam mieszkać, pracować czy prowadzić żadnej działalności gospodarczej. Zakaz całkowity to raczej wyjątek i dotyczy bardzo wąskiej grupy rezerwatów ścisłych albo parków narodowych w niektórych strefach. Z kolei dopuszczanie wszystkiego bez żadnych ograniczeń prowadziłoby do szybkiej degradacji środowiska i utraty tego, co Natura 2000 miała chronić – to trochę takie myślenie życzeniowe, ale niestety sprzeczne z realnymi celami tej sieci. Natomiast pomysł, że działalność jest dopuszczona czasowo, sugeruje jakby można było działać tylko w określonych okresach, co się prawie nie zdarza – tu chodzi raczej o konkretne rodzaje inwestycji i ich oddziaływanie, a nie o kalendarzowe okienka. W rzeczywistości kluczowe są ograniczenia inwestycyjne – każda większa inwestycja wymaga oceny pod względem wpływu na przyrodę, a jeśli ryzyko jest zbyt duże, może zostać zablokowana lub musi być odpowiednio zmodyfikowana. Takie podejście jest zgodne z dyrektywą siedliskową UE i ogólnymi standardami ochrony środowiska. Moim zdaniem, często zapomina się, że te ograniczenia są właśnie po to, żeby pogodzić rozwój lokalny z potrzebą zachowania najcenniejszych fragmentów przyrody dla kolejnych pokoleń. To taki złoty środek, a nie blokada dla ludzi.