Powstanie Morza Bałtyckiego jest bezpośrednio związane z zanikiem ostatniego lądolodu skandynawskiego, czyli tzw. lądolodu plejstoceńskiego. To właśnie w trakcie ostatniego zlodowacenia, które skończyło się ok. 12 tys. lat temu, obszar dzisiejszego Bałtyku był pokryty grubą warstwą lodu. Kiedy lądolód zaczął się topić, doszło do ogromnych zmian w rzeźbie terenu – powstały rynny polodowcowe, a woda z topniejącego lodu zalała obniżenia, tworząc najpierw słodkowodne jezioro bałtyckie, a potem stopniowo zalewane morzem. Praktyczne znaczenie tej wiedzy jest spore – na przykład w geologii czy inżynierii środowiska przy planowaniu inwestycji infrastrukturalnych w rejonach nadbałtyckich uwzględnia się podłoże polodowcowe, które wpływa na stabilność gruntu i rozmieszczenie wód podziemnych. W hydraulice i badaniach klimatycznych analizuje się też, jak zmiany poziomu morza są powiązane z przeszłymi cyklami lodowcowymi. Moim zdaniem, świadomość tego, jak silnie klimat i procesy glacjalne kształtują środowisko, to absolutna podstawa nie tylko w geografii, ale i w ochronie przyrody. Znajomość mechanizmów powstawania Bałtyku pozwala też lepiej zrozumieć współczesne zagrożenia, takie jak podnoszenie się poziomu mórz czy erozja wybrzeża. W praktyce to wiedza, która sprawdza się choćby przy budowie portów, badaniach dna morskiego czy nawet przy ocenie ryzyka powodziowego na Żuławach.
To pytanie jest świetnym przykładem, jak łatwo można się złapać na mylnych tropach, gdy chodzi o geologiczne dzieje Bałtyku. Wiele osób automatycznie łączy powstawanie mórz z procesami dryfu kontynentów, bo rzeczywiście, dryf płyt tektonicznych decyduje o kształcie oceanów na świecie. Jednak Bałtyk to młode morze śródlądowe, którego geneza nie wynikała bezpośrednio z rozchodzenia się kontynentów, a raczej z ostatnich cykli lodowcowych. Paleogeńska transgresja morska dotyczyła z kolei zupełnie innego okresu geologicznego, około 60–30 milionów lat temu, i choć wtedy rzeczywiście na terenie dzisiejszej Polski pojawiały się morza, to nie miało to związku z obecnym Bałtykiem. Orogeneza alpejska to monumentalny proces powstawania gór, takich jak Alpy, i mimo że wpłynęła na ukształtowanie południowej Europy, nie była kluczowa w formowaniu się Bałtyku. Błąd ten bierze się często z utożsamiania wszystkich dużych zmian geologicznych z górotwórczością, ale w przypadku Bałtyku kluczowe były procesy glacjalne. Właśnie wycofanie się ostatniego lądolodu skandynawskiego uwolniło masy wód, które wypełniły obniżenia terenu, a następnie połączyły się z wodami morskimi. W praktyce, mylenie tych procesów prowadzi do błędnych założeń w naukach środowiskowych czy planowaniu inwestycji hydrotechnicznych. Z mojego doświadczenia wynika, że warto uważnie śledzić chronologię i specyfikę procesów geologicznych, bo to one decydują o właściwym rozumieniu historii danego regionu. W kontekście Bałtyku, nie chodziło ani o rozchodzenie się kontynentów, ani o wielkie transgresje paleogeńskie, ani o wypiętrzanie gór, tylko o efekt gigantycznego lądolodu i jego powolny zanik, który pośrednio do dziś kształtuje środowisko i gospodarkę nadbałtycką.