Aktualizacje systemu operacyjnego to jeden z takich tematów, który wydaje się nudny, a jest naprawdę kluczowy. Główna idea behind tego procesu to właśnie usuwanie luk bezpieczeństwa – czyli tzw. patchowanie dziur, przez które cyberprzestępcy mogliby przejąć kontrolę nad naszym komputerem, wykradać dane albo zainfekować sprzęt szkodliwym oprogramowaniem. Z mojego doświadczenia wynika, że większość ataków na systemy informatyczne polega właśnie na wykorzystywaniu niezałatanych błędów. Praktycznym przykładem może być atak ransomware, który rozprzestrzenia się przez znane luki w Windows – odpowiednia aktualizacja systemu praktycznie eliminuje ten problem. Zresztą, nawet największe firmy na świecie, jak Microsoft czy Apple, zalecają regularne aktualizowanie systemów, bo to standard branżowy, właściwie podstawa bezpieczeństwa w każdej firmie i u użytkowników domowych. Tak naprawdę, aktualizacje oprócz łatania dziur często przynoszą też poprawki wydajności i czasem nowe funkcje, ale ochrona przed zagrożeniami to jest absolutna podstawa. Zawsze lepiej poświęcić chwilę na update niż później godzinami walczyć ze skutkami ataku. W IT mówi się, że człowiek jest najsłabszym ogniwem, ale nieaktualny system to zaraz za nami na podium. Moim zdaniem lepiej nie ryzykować – każda niezałatana luka to zaproszenie dla cyberprzestępców.
Często można zauważyć, że ludzie błędnie rozumieją sens aktualizacji systemów operacyjnych, myląc ich cel z innymi funkcjami systemu. W praktyce aktualizacje nie służą do obniżania bezpieczeństwa danych użytkownika – wręcz przeciwnie, mają je podnosić poprzez eliminowanie luk i błędów, które mogą zostać wykorzystane przez atakujących. Ten mit często bierze się z przypadków, gdy po aktualizacji pojawiają się nieoczekiwane problemy lub zmiany w działaniu systemu, co bywa mylące, ale nie ma żadnego związku z celowym pogarszaniem bezpieczeństwa. Instalacja nowych aplikacji użytkowych to zupełnie osobny temat – system aktualizuje przede wszystkim swoje własne komponenty, sterowniki czy zabezpieczenia, a nie dostarcza dodatkowych programów użytkownikowi (chyba że mówimy o pakiecie typu Service Pack, ale nawet tam to jest coś zupełnie innego niż typowa aktualizacja bezpieczeństwa). Odpowiedź dotycząca zmniejszania fragmentacji danych to częsty błąd logiczny – defragmentacja i aktualizacje to dwa różne procesy, działające na innych płaszczyznach. Fragmentacja dotyczy organizacji plików na dysku i jest związana z wydajnością, a nie bezpieczeństwem czy podatnościami systemu. Warto pamiętać, że z punktu widzenia standardów branżowych (np. ISO/IEC 27001) aktualizacje są jednym z podstawowych mechanizmów ochrony przed zagrożeniami i powinny być realizowane regularnie, niezależnie od innych czynności administracyjnych. Z mojego doświadczenia wynika, że największym problemem jest bagatelizowanie tych spraw przez użytkowników, którzy czasem mylą różne pojęcia techniczne i nie dostrzegają praktycznych konsekwencji zaniedbań w aktualizacjach. Finalnie to właśnie brak poprawnego zrozumienia celu aktualizacji prowadzi do niebezpiecznych sytuacji w praktyce – dlatego warto rozróżniać mechanizmy zabezpieczeń, procesy konserwacyjne i instalację aplikacji.