Prawidłowa odpowiedź to 4 pomiary, bo zgodnie z tabelą w fazie eksploatacji (czyli wtedy, kiedy składowisko działa) poziom wód podziemnych trzeba mierzyć co 3 miesiące, czyli raz na kwartał. W praktyce daje to dokładnie cztery pomiary w roku kalendarzowym – na przykład w styczniu, kwietniu, lipcu i październiku. Takie podejście wynika nie tylko z przepisów, ale też z tzw. dobrych praktyk monitoringu środowiska – częstsze pomiary pozwalają szybko wychwycić wszelkie anomalie, jak podniesienie się poziomu wód po intensywnych opadach albo niepokojące spadki sygnalizujące potencjalny wyciek. Wbrew pozorom, ta regularność to nie biurokracja – z mojego doświadczenia wynika, że dokładna kontrola poziomu wód podziemnych to kluczowy element ochrony przed skażeniem gruntu i zagrożeniem dla okolicznych studni. W branży gospodarki odpadami przyjęło się, że takie kwartalne pomiary stanowią absolutne minimum. Warto dodać, że raporty z tych czterech pomiarów są podstawą do oceny bezpieczeństwa eksploatacji składowiska oraz spełnienia wymagań urzędowych. Co ciekawe, niektóre firmy idą dalej i dla własnego spokoju robią nawet częstsze odczyty, zwłaszcza po gwałtownych zjawiskach pogodowych.
W praktyce na czynnym składowisku odpadów poziom wód podziemnych należy mierzyć cztery razy w roku, czyli raz na kwartał. To wynika bezpośrednio z analizy tabeli, gdzie dla fazy eksploatacji wskazano częstotliwość „co 3 miesiące”. Częstym błędem jest założenie, że chodzi o pomiar jednorazowy albo dwa razy w roku – takie podejście mogłoby sprawdzić się tylko np. w fazie poeksploatacyjnej, gdzie częstotliwość rzeczywiście spada do jednego pomiaru na pół roku. Jednak podczas eksploatacji każdy kwartał daje możliwość oceny bieżącego stanu wód, co jest krytyczne w kontekście kontroli możliwych zanieczyszczeń czy awarii zabezpieczeń. Mylenie tej częstotliwości z pomiarami prowadzonymi w innych fazach, albo z innymi parametrami (np. składem wód podziemnych, który mierzy się równie często, ale nie chodzi tu o skład, tylko o poziom), często prowadzi do zaniżenia liczby pomiarów. Trzeba pamiętać, że pojedynczy pomiar nie daje żadnej informacji o dynamice zmian, a dwa czy trzy to wciąż za mało, by wyłapać sezonowe wahania czy reakcje na zdarzenia pogodowe. Spotkałem się z sytuacjami, gdzie przez zbyt rzadki monitoring przegapiono powolny wzrost poziomu wód i powstało realne ryzyko migracji zanieczyszczeń – a to już prosta droga do poważnych problemów środowiskowych i prawnych. Dlatego właśnie cztery pomiary rocznie są standardem. Wszelkie uproszczenia w tym zakresie to niestety błąd i niezgodność z aktualnymi wymaganiami branżowymi.