Horyzohipsy to naprawdę kluczowy termin w hydrogeologii, szczególnie jeśli chodzi o monitorowanie i analizowanie poziomów wód podziemnych. Te linie łączą punkty o tej samej wysokości zwierciadła wody względem określonego poziomu odniesienia – zwykle nad poziomem morza. Co ważne, horyzohipsy pozwalają odczytać kierunek i spadek hydrauliczny wód podziemnych, czyli w skrócie, zobaczyć jak i dokąd ta woda płynie pod ziemią. W praktyce, jak robisz mapę hydroizohips, wyznaczasz granice zasięgu zwierciadła wód gruntowych, co jest mega ważne przy projektowaniu studni, ochronie ujęć wody czy analizie zagrożeń zanieczyszczeniami. Osobiście uważam, że bez opanowania tej techniki trudno sensownie podejść do gospodarki wodnej w terenie. W wielu standardach branżowych (np. PN-EN ISO 5667-11) właśnie mapy horyzohips są podstawą do oceny zasobów wodnych albo planowania odwiertów. Warto też pamiętać, że takie mapy świetnie pokazują wpływ eksploatacji studni na poziom wody w okolicy. Z doświadczenia powiem, że często niedoceniane są te linie przez osoby spoza branży – a szkoda, bo potrafią uratować niejeden projekt odwodnienia czy zabezpieczenia środowiska.
Pojęcia takie jak horyzopachy, horyzopiezy czy horyzobaty bywają mylone ze względu na podobne brzmienie, jednak każde z nich odnosi się do zupełnie innych zagadnień hydrologicznych lub geologicznych. Horyzopachy to linie łączące punkty o tej samej miąższości warstwy wodonośnej, czyli mówią, jak gruba jest ta warstwa, a nie jak wysoko znajduje się zwierciadło wody. Ten błąd bierze się często z uproszczonego traktowania map hydrogeologicznych – ktoś, kto widzi na mapie jakieś linie, może błędnie sądzić, że każda z nich dotyczy wysokości wody. Horyzopiezy natomiast służą do obrazowania ciśnienia piezometrycznego pod powierzchnią ziemi, co jest kluczowe w analizie poziomów wodonośnych pod ciśnieniem, zwłaszcza w głębszych warstwach. To jednak zupełnie co innego niż wysokość zwierciadła wód podziemnych względem poziomu odniesienia. Z kolei horyzobaty występują w kartografii batymetrycznej – łączą punkty o tej samej głębokości pod powierzchnią wody, czyli są używane do mapowania dna mórz, rzek i jezior, a nie poziomu wód podziemnych. Moim zdaniem, wiele nieporozumień bierze się z nieprecyzyjnego podejścia do terminologii – w praktyce zawodowej dokładna znajomość tych pojęć pozwala uniknąć kosztownych pomyłek w projektach związanych z wodami podziemnymi. Bez jasnego rozróżnienia, łatwo źle zinterpretować dane, co w efekcie prowadzi do błędnych decyzji przy lokalizacji studni, planowaniu odwodnień czy ocenie ryzyka zanieczyszczenia. Właśnie dlatego w dobrych praktykach branżowych – zarówno polskich, jak i międzynarodowych – zawsze podkreśla się potrzebę czytelnego oznaczania horyzohips na mapach hydrogeologicznych i dostosowywania metodyki do konkretnego celu badania.