Chlorowanie rzeczywiście jest najprostszą i najtańszą metodą dezynfekcji wody, jaką stosuje się zarówno w dużych wodociągach miejskich, jak i w małych gospodarstwach domowych. Ta metoda polega na dodaniu do wody odpowiednich związków chloru – najczęściej pod postacią podchlorynu sodu lub wapnia, albo bezpośrednio gazowego chloru. Chlor skutecznie niszczy większość bakterii, wirusów oraz niektóre formy pierwotniaków, co jest potwierdzone przez normy sanitarne obowiązujące w Polsce i na świecie. Z mojego doświadczenia wynika, że w praktyce chlorowanie sprawdza się świetnie, bo nie wymaga zaawansowanego sprzętu ani kosztownych technologii – wystarczy dokładne dozowanie i kontrola stężenia. W dodatku, chlor pozostaje w wodzie jako tzw. chlor wolny, zapewniając tzw. efekt rezydualny – czyli chroni wodę nawet podczas jej transportu w sieci, co jest ogromnym atutem. Co ciekawe, według wytycznych WHO właśnie chlorowanie jest rekomendowane jako metoda awaryjna oraz podstawowa w wielu krajach rozwijających się. Z praktyki branżowej wiem, że to dzięki tej technologii znacznie ograniczono epidemię chorób przenoszonych przez wodę. Oczywiście, czasem ludzie narzekają na smak lub zapach chloru, ale to i tak niewielka wada w porównaniu z bezpieczeństwem mikrobiologicznym. Moim zdaniem, bez tej prostej technologii trudno byłoby dzisiaj zapewnić powszechny dostęp do bezpiecznej wody.
Wiele osób myśli, że nowoczesne lub skomplikowane technologie są najlepszym wyborem do dezynfekcji wody, ale w praktyce nie zawsze tak jest. Ultradźwięki, choć mają zastosowanie w niektórych procesach czyszczenia i sterylizacji, nie są efektywne do masowej dezynfekcji wody pitnej – ich skuteczność wobec bakterii i wirusów jest mocno ograniczona, a do tego potrzebny jest zaawansowany sprzęt i sporo energii, co przekłada się na wysokie koszty. Naświetlanie promieniami UV to bardzo skuteczna metoda, zwłaszcza w usuwaniu bakterii i wirusów, ale jej główną wadą jest brak efektu rezydualnego – UV zabija mikroorganizmy tylko w momencie kontaktu, a po dezynfekcji nie chroni już wody przed ponownym skażeniem w sieci wodociągowej. Co więcej, lampy UV są drogie w zakupie i wymagają regularnej konserwacji. Ozonowanie jest natomiast jedną z najbardziej zaawansowanych opcji – ozon jest bardzo silnym utleniaczem i świetnie radzi sobie z większością zanieczyszczeń biologicznych, ale instalacje do ozonowania są bardzo kosztowne w budowie i eksploatacji, wymagają ciągłego nadzoru technicznego i energii, a poza tym – podobnie jak UV – nie daje efektu długotrwałego zabezpieczenia wody podczas transportu. Często spotykanym błędem jest myślenie, że najnowsza technologia zawsze będzie lepsza – tymczasem w realiach polskich wodociągów i domów jednorodzinnych to właśnie chlorowanie pozostaje opcją najbardziej opłacalną, niezawodną i zgodną z wytycznymi sanepidu oraz międzynarodowych organizacji zdrowotnych. Rozwiązania takie jak UV czy ozon mają swoje miejsce, zwłaszcza tam, gdzie wymagane są bardzo wysokie standardy czystości, np. w szpitalach lub zakładach przemysłu spożywczego, ale dla codziennego uzdatniania wody pitnej w dużych systemach – moim zdaniem – nie mają szans z prostotą i efektywnością chlorowania.