Zastosowanie zbyt małych spadków na głównych ciągach drenarskich rzeczywiście prowadzi do zamulenia drenów. To dość częsty problem w praktyce, zwłaszcza tam, gdzie projektanci próbują zaoszczędzić na głębokości wykopów albo teren jest stosunkowo płaski. Woda w takich drenach płynie wolniej, czasami wręcz stoi, co sprzyja odkładaniu się cząstek mineralnych czy organicznych. Z mojego doświadczenia wynika, że przy zbyt małym spadku nawet dobrze dobrana średnica rurociągu nie uchroni przed zamulaniem, bo nie ma odpowiedniej siły do przepychania drobnych zanieczyszczeń dalej. Standardowe wytyczne – na przykład Rozporządzenie Ministra Rolnictwa – mówią jasno, że minimalny spadek powinien zapewnić prędkość samooczyszczania. To jest mega ważne, bo tylko wtedy system działa sprawnie przez lata, nie wymagając ciągłych napraw czy kosztownego płukania. Dobrze zaprojektowany spadek na ciągu drenarskim to gwarancja, że osady nie zalegają, a woda swobodnie odpływa. Często w praktyce stosuje się spadki rzędu 0,3–0,5 ‰ na głównych drenach, ale warto zawsze dopasować je do lokalnych warunków gruntowych. Najlepiej, jeśli jeszcze podczas budowy kontroluje się poziom spadku niwelatorem – wtedy mamy pewność, że wszystko jest zgodnie ze sztuką. To taka trochę sztuka kompromisu, ale zamulenie jest chyba największym wrogiem sprawnie działających drenaży.
Główne ciągi drenarskie w systemach melioracyjnych czy odwadniających są dość specyficznym elementem infrastruktury. Często pojawia się przekonanie, że zbyt mały spadek może powodować takie zjawiska jak podmycie drenów, osuwanie się ich czy nawet zapadanie, ale to są błędne interpretacje mechanizmu działania tych instalacji. Podmycie drenów zwykle jest związane z nadmiernie dużym przepływem wody lub nieprawidłowym zabezpieczeniem wykopu, a nie z samym spadkiem. Mały spadek skutkuje raczej powolnym przepływem, przy którym nie ma siły na podmywanie gruntu pod rurą. Osuwanie się drenów raczej dotyczy niestabilności gruntu albo niewłaściwego wykonania podsypki i obsypki wokół przewodu, a nie samego kąta ułożenia rur. Z kolei zapadanie się drenów jest w praktyce wynikiem złego zagęszczenia podłoża czy zbyt dużego obciążenia, a nie wynikiem spadku przewodu. Najczęstszy błąd myślowy, jaki się tu pojawia, to mylenie skutków z przyczynami – ludzie często zakładają, że wszystko, co dzieje się z drenem, jest efektem jego pochylenia, podczas gdy w rzeczywistości to bardziej złożona sprawa. Zbyt mały spadek prowadzi do tego, że prędkość przepływu wody jest zbyt niska, by zabierać drobiny mineralne i organiczne, co z czasem skutkuje zamuleniem przewodu. To może ograniczyć funkcjonalność systemu, doprowadzić do niedrożności i wymusić kosztowne czyszczenie lub nawet wymianę drenów. W praktyce, aby uniknąć tego typu problemów, zawsze dobiera się taki spadek, by prędkość przepływu była wystarczająca do samooczyszczania – często minimum to około 0,3‰, ale to zależy od lokalnych warunków. Warto znać te zależności i nie popadać w uproszczenia, bo tylko wtedy system drenarski będzie działał długo i bezawaryjnie.