Agromelioracje to właśnie ten rodzaj działań, który najlepiej sprawdza się przy zagospodarowaniu i rekultywacji nieużytków oraz terenów zdegradowanych przez przemysł. Dlaczego? Bo obejmują one cały pakiet prac poprawiających właściwości gleby, a więc nie tylko fizyczne, ale też chemiczne i biologiczne parametry. Chodzi o to, żeby ziemię, która na pierwszy rzut oka wydaje się kompletnie bez wartości, z powrotem przywrócić do życia rolniczego lub leśnego. Z mojego doświadczenia najczęściej robi się to przez stosowanie odpowiednich nawozów, wapnowanie, głęboszowanie czy też wprowadzanie roślin poprawiających strukturę gleby – np. lucernę albo facelię. W Polsce, zgodnie ze standardami rekultywacji terenów poprzemysłowych, praktyki agromelioracyjne są wręcz podstawą przywracania takich gruntów do użytkowania – co można sprawdzić choćby w zaleceniach Instytutu Uprawy Nawożenia i Gleboznawstwa. No i co najważniejsze, agromelioracje nie kończą się na jednym zabiegu, tylko tworzą kompleksowy program naprawczy – czasem rozłożony na kilka sezonów. Krótko mówiąc, to właśnie ta odpowiedź pokazuje znajomość praktyki i teorii, która po prostu działa w polskich realiach.
Przy rekultywacji terenów zdegradowanych przez przemysł często pojawia się pokusa, by sięgać po rozwiązania takie jak nawadnianie, odwadnianie czy fitomelioracje. Takie podejście, choć czasem uzasadnione przy innych problemach gruntowych, nie trafia w sedno w przypadku nieużytków przemysłowych. Nawadnianie zwykle kojarzy się z terenami suchymi, ale na terenach zdegradowanych przez przemysł główny problem to nie brak wody, tylko fatalna jakość gleby – często jest ona zanieczyszczona, wyjałowiona, bez struktury i życia mikrobiologicznego. Odwadnianie z kolei stosuje się, gdy grunty są zbyt mokre lub zagrożone podtopieniami, co zdarza się głównie na terenach podmokłych, a nie zawsze przy gruntach przemysłowych. Fitomelioracje polegają głównie na wprowadzaniu odpowiednich gatunków roślin poprawiających glebę, co faktycznie może być jednym z zabiegów, ale sama ta metoda to za mało na poważnie zdegradowane tereny – tu potrzeba szeregu działań, nie tylko roślin, ale też zabiegów mechanicznych i chemicznych. Z mojego doświadczenia największym błędem jest myślenie, że pojedynczy zabieg wystarczy – a to właśnie kompleksowe agromelioracje dają szansę na długofalową poprawę. W praktyce branżowej nie zaleca się ograniczać do jednej metody, tylko wdrażać plan naprawczy uwzględniający wszystkie potrzeby gleby, tak jak to robią agromelioracje. Często spotykam się z sytuacją, gdzie ktoś skupia się tylko na warstwie wodnej, a zapomina o składzie i strukturze gleby. W takich przypadkach niewiele się zmienia na lepsze. Dlatego tak ważne jest, żeby umieć rozpoznać, kiedy potrzebne są działania kompleksowe, a nie tylko punktowe naprawianie problemu.