Nawodnienie podsiąkowe faktycznie zalicza się do grupy nawodnień podpierzchniowych, bo polega na dostarczaniu wody do gleby poniżej jej powierzchni. W praktyce wygląda to tak, że woda jest kierowana do specjalnych rowów lub systemów drenarskich umieszczonych na pewnej głębokości (czasem 30–60 cm pod ziemią). Dzięki temu gleba ulega nawilżeniu od dołu, a korzenie roślin pobierają wodę dokładnie tam, gdzie jej potrzebują. Takie rozwiązanie chroni powierzchnię gleby przed zaskorupianiem i minimalizuje straty wody przez parowanie, co jest ważne np. w uprawach szklarniowych czy na terenach silnie narażonych na suszę. Moim zdaniem, jeśli mówimy o bardziej zaawansowanych technikach rolniczych, właśnie podsiąkowe nawodnienie jest często wybierane na glebach ciężkich, bo pozwala na równomierne rozprowadzenie wilgoci, szczególnie w warunkach, gdzie inne metody mogłyby prowadzić do przesuszenia wierzchniej warstwy. Branżowe podręczniki i wytyczne (np. zalecenia Instytutu Nawożenia i Gleboznawstwa w Puławach) podkreślają, że to jedna ze skuteczniejszych metod, jeśli chodzi o optymalne wykorzystanie wody i ochronę przed nadmiernym jej odpływem. Warto pamiętać, że tego typu systemy wymagają pewnego nakładu inwestycyjnego, ale w dłuższej perspektywie pozwalają uzyskać stabilne plony i lepszą kondycję gleby. Właśnie dlatego nawodnienie podsiąkowe jest klasycznym przykładem nawodnienia podpierzchniowego.
Wiele osób myli różne metody nawodnień, bo ich nazwy czasem brzmią podobnie, a zasada działania bywa myląca. Nawodnienie deszczowniane to klasyczna metoda powierzchniowa, gdzie woda jest rozpraszana nad roślinami za pomocą zraszaczy albo specjalnych deszczowni. To działa trochę jak sztuczny deszcz – woda dociera do roślin „z góry”, ale niestety sporo jej się marnuje przez wyparowanie czy spływ powierzchniowy. Nawodnienie zalewowe też nie ma nic wspólnego z podpierzchniowym – polega na rozlewaniu wody po całej powierzchni pola, czasem aż do znacznego podtopienia. To technika stara, raczej mało precyzyjna, stosowana głównie w ryżu czy przy melioracjach łąk, gdzie nie zależy nam na precyzji, tylko na szybkim dostarczeniu dużej ilości wody. Natomiast nawodnienie kroplowe, choć bardzo nowoczesne i oszczędne, również nie należy do podpierzchniowych – tu woda jest dostarczana punktowo bezpośrednio do strefy korzeniowej, ale z reguły na powierzchnię gleby, pod roślinę, przez cienkie przewody i emitery. Oczywiście pojawiają się już systemy tzw. kroplowe podziemne, ale w praktyce – i według klasycznych podziałów branżowych – tradycyjne kroplowe traktuje się jako powierzchniowe. Typowym błędem jest mylenie lokalizacji podawania wody z rzeczywistym „podpierzchniowym” charakterem instalacji. W praktyce – i tak wynika też z dobrych praktyk rolniczych oraz podręczników – nawodnienie podsiąkowe jest głównym przedstawicielem systemów podpierzchniowych, bo dostarcza wodę poniżej powierzchni, pozwalając na równomierne i kontrolowane nawilżanie profilu glebowego. Warto więc dobrze rozumieć te pojęcia, bo w nowoczesnym rolnictwie precyzyjne dopasowanie metody nawadniania do gleby i uprawy to podstawa sukcesu.