Obwałowania faktycznie mają ogromny wpływ na środowisko przyrodnicze dolin rzecznych. To właśnie przez budowę wysokich wałów wzdłuż rzeki dochodzi do odcięcia naturalnych terenów zalewowych, czyli tych wszystkich łąk, mokradeł czy starorzeczy, które kiedyś były regularnie podtapiane przez rzekę. Moim zdaniem, widać to świetnie np. nad Odrą czy Wisłą, gdzie w wielu miejscach tereny za wałami powoli zamieniają się w suche, monotonne użytki zamiast tętniących życiem ekosystemów. Standardy branżowe coraz częściej zwracają uwagę na to, żeby stosować rozwiązania mniej inwazyjne, bo obwałowania choć chronią ludzi i infrastrukturę, niszczą łączność ekologiczną i prowadzą do zaniku siedlisk mokradłowych. Praktyka pokazuje, że po kilku latach od wybudowania wałów, starorzecza szybko zarastają, a woda gruntowa się obniża. Takie zmiany są trudne do odwrócenia, a przecież doliny rzeczne to unikalne miejsca dla ptaków, płazów czy ryb. Z mojego doświadczenia wynika, że projektując ochronę przeciwpowodziową warto jednak przemyśleć, czy nie da się zastosować np. polderów albo suchych zbiorników, które są bardziej przyjazne środowisku. Przykłady z Europy Zachodniej pokazują, że coraz częściej odchodzi się od szczelnych obwałowań na rzecz rozwiązań zbliżonych do naturalnego rytmu rzeki. Warto o tym pamiętać, bo skutki źle dobranych metod są odczuwalne przez pokolenia.
W przypadku ochrony przeciwpowodziowej często pojawia się przekonanie, że praktycznie każde z rozwiązań – czy to poldery, kanały ulgi, czy suche zbiorniki – mocno zaburza środowisko dolin rzecznych. To tylko częściowo prawda. Poldery, czyli specjalne tereny zalewowe, są wręcz projektowane tak, żeby przyjąć wodę podczas powodzi i w ten sposób odciążyć główny nurt rzeki. No i co ważne, jeśli są sensownie zarządzane, potrafią zachować bioróżnorodność, bo okresowe zalewanie sprzyja rozwojowi mokradeł i występowaniu wielu gatunków. Kanały ulgi natomiast to sztuczne przekopy, które mają za zadanie odprowadzić nadmiar wody w sytuacjach kryzysowych – ich wpływ na środowisko jest stosunkowo niewielki, bo zwykle nie odcinają całych dolin od rzeki, a jedynie miejscowo zmieniają przepływ. Suche zbiorniki retencyjne z kolei najczęściej są puste przez większość roku i napełniają się tylko podczas wezbrań. Z moich obserwacji wynika, że nie tworzą one trwałego rozdziału między rzeką a doliną, więc nie prowadzą do zaniku mokradeł czy zarastania starorzeczy tak, jak robią to wały. Typowym błędem myślowym jest utożsamianie wszystkich inwestycji hydrotechnicznych z całkowitym zniszczeniem przyrody. Tymczasem to właśnie obwałowania – przez swój ciągły, liniowy charakter – blokują naturalne rozlewanie się rzek, czego skutkiem jest izolacja cennych siedlisk, obniżenie wód gruntowych i stopniowe zamienianie dawnych mokradeł w tereny suche. Standardy branżowe jednoznacznie podkreślają, że tylko w wyjątkowych sytuacjach powinno się stosować pełne obwałowania, a ich skutki należy minimalizować przez tzw. renaturyzację dolin. Praktyka pokazuje, że lepiej łączyć różne metody i zachować jak najwięcej łączności pomiędzy rzeką a doliną, bo przyroda na tym wygrywa, a ludzie są lepiej chronieni przed powodzią.