Opadowo–rozlewne wezbranie to klasyczny przykład powolnego, ale długotrwałego wzrostu poziomu wody w rzece albo innym cieku, wywołanego przez długotrwałe, najczęściej umiarkowane, lecz nieustające opady atmosferyczne. W praktyce hydrotechnicznej spotyka się to zjawisko głównie wiosną lub jesienią, gdy przez kilka czy kilkanaście dni pada deszcz i gleba przestaje przyjmować wodę. Wtedy też wzrasta ryzyko podtopień, bo woda napływa do rzek systematycznie, przez wiele godzin czy nawet dni. Standardy branżowe, np. wytyczne IMGW, jasno rozróżniają wezbrania opadowo–rozlewne od tych powstałych na skutek intensywnych, krótkotrwałych ulew (czyli „nawalnych”). W praktyce, planując ochronę przeciwpowodziową czy zarządzanie retencją, trzeba brać pod uwagę właśnie te dłuższe opady, bo ich skutki są nieco inne niż nagłe zalania – często mniej gwałtowne, ale trwalsze. Moim zdaniem, bardzo ważna jest tu obserwacja nie tylko sumy opadów, ale i nasycenia gleby, bo to właśnie przesycenie decyduje, kiedy opady zaczną przekładać się na przyrosty przepływów w rzekach. No, i jeszcze jedno: takie wezbrania są trudniejsze do przewidzenia tylko na podstawie prognozy pogody – liczy się cały wcześniejszy przebieg warunków wodnych.
Trzeba odróżnić różne typy wezbrań rzecznych, bo każda z wymienionych opcji bazuje na zupełnie innym zjawisku hydrologicznym. Opadowo–nawalne wezbrania powstają wtedy, gdy na stosunkowo mały obszar spadnie gwałtownie duża ilość deszczu – w krótkim czasie, często podczas burz albo intensywnych opadów konwekcyjnych. Ich skutki są nagłe: szybki przybór wody, lokalne podtopienia, ale woda równie szybko opada, bo cały „ładunek” spływa niemal od razu. Zupełnie inny mechanizm mają wezbrania zatorowe – zarówno lodowe, jak i śryżowe. Te pierwsze wynikają z powstawania zatorów z kawałków lodu, które blokują nurt rzeki, powodując piętrzenie się wody powyżej zatoru (często zimą lub wczesną wiosną przy ruszaniu pokrywy lodowej). Z kolei zator śryżowy to efekt gromadzenia się pływającego śniegu czy kryształków lodu (śryżu), co także utrudnia swobodny przepływ. Częsty błąd to mylenie długo trwających opadów z nawalnymi tylko dlatego, że oba mają związek z deszczem. Jednak w standardach branżowych, np. według klasyfikacji IMGW czy dokumentów zarządzania kryzysowego, przejście od „nawalnego” do „rozlewnego” to różnica nie tylko w natężeniu, ale właśnie w czasie trwania i skali zjawiska. Praktyka pokazuje, że planując prace hydrotechniczne, np. budowę zbiorników retencyjnych czy wałów, trzeba osobno analizować każdy rodzaj wezbrania – bo strategie ochrony są zupełnie inne. Rozpoznanie mechanizmu jest kluczowe, żeby nie podejmować nietrafionych decyzji, np. przewymiarować kanalizację deszczową pod powolne opady, kiedy zagrożeniem są właśnie intensywne nawalne ulewne – albo odwrotnie. Dobre zrozumienie przyczyn pozwala uniknąć tych szkolnych pomyłek i lepiej przygotować się do pracy w branży wodnej.