Gliny pylaste i iły to jedne z tych typów gleb, które naprawdę dobrze opierają się erozji wietrznej, szczególnie na terenach płaskich. Wynika to głównie z ich struktury – mają drobne cząstki, które dość mocno się ze sobą sklejają, przez co wiatr ma o wiele trudniejsze zadanie, żeby je unieść czy przemieścić. Moim zdaniem to taka naturalna tarcza przed wiatrem, co jest szczególnie ważne w rolnictwie i na terenach inwestycyjnych. W praktyce często spotyka się je na polach uprawnych, gdzie ograniczają straty materii organicznej i składników odżywczych. Z mojego doświadczenia wynika, że np. w projektowaniu dróg czy dużych inwestycji budowlanych bierze się pod uwagę właśnie rodzaj gleby pod kątem erozji – w branżowych normach, jak np. PN-EN 1997-1, zaleca się analizę podatności gruntu na przemieszczanie. Gliny i iły wymagają większej siły, żeby ruszyć ich cząstki, więc są stabilniejsze niż np. piaski. Właśnie dlatego one są preferowane tam, gdzie zależy nam na trwałości gruntu bez konieczności stosowania dodatkowych zabezpieczeń przeciwerozyjnych. Często też można zauważyć, że tam, gdzie dominują te gleby, nawet przy mocniejszych wiatrach powierzchnia ziemi praktycznie się nie zmienia. To jest konkretna przewaga nad glebami lekkimi.
Temat erozji wietrznej, szczególnie w kontekście różnych typów gleb, bywa mylący – łatwo pomyśleć, że np. piaski, zwłaszcza gruboziarniste, będą stabilniejsze, bo cząstki wydają się cięższe. Niestety, praktyka pokazuje coś zupełnie innego. Zarówno piaski luźne drobnoziarniste, jak i gruboziarniste, są wyjątkowo podatne na wywiewanie przez wiatr, gdyż nie mają spójności – cząstki nie trzymają się razem, a na płaskim terenie wiatr może swobodnie je przemieszczać, co prowadzi do coraz większych strat i powstawania wydm. Lessy i utwory lessowate to z kolei bardzo drobne, pyłowe grunty powstałe z materiału naniesionego przez wiatr – brzmi jak coś odpornego, ale one są wręcz modelowym przykładem gleb podatnych na erozję wietrzną, szczególnie gdy nie są porośnięte roślinnością. Mają słabą kohezję między cząstkami i wystarczy niezbyt silny wiatr, żeby zaczęły się przemieszczać. W branżowych opracowaniach i na szkoleniach z ochrony gleb często podkreśla się, że właśnie takie lekkie, piaszczyste lub pyłowe podłoża wymagają zabezpieczeń – np. nasadzeń, mulczowania lub nawet mechanicznych barier. Typową pomyłką jest ocenianie wyłącznie na podstawie tekstury – „grubsze cząstki, więc cięższe, więc mniej podatne”, ale w praktyce liczy się spójność gruntu i siły wiążące między cząstkami. Z kolei gleby gliniaste i iłowe są mocno zbite, cząstki są ze sobą połączone, przez co wiatr praktycznie nie ma szans ich ruszyć, jeśli nie są rozluźnione. Standardy, np. wytyczne Instytutu Ochrony Środowiska, wyraźnie wskazują, że ochrona przeciwerozyjna powinna być nakierowana przede wszystkim na gleby lekkie, a nie zbite strukturalnie. Moim zdaniem trafienie z odpowiedzią wymaga zrozumienia, jak gleba naprawdę się zachowuje, a nie tylko sugerowania się wielkością ziaren. To trochę jak z piaskiem na plaży – wystarczy lekki podmuch i już leci, a glina zostaje tam, gdzie była.