System deszczowniany faktycznie jest uzależniony od wydatku zraszaczy, co wynika bezpośrednio z samej konstrukcji i przeznaczenia tego typu instalacji. W praktyce, każda deszczownia opiera się na zestawie zraszaczy, które muszą dostarczyć odpowiednią ilość wody w określonym czasie, żeby zapewnić równomierne nawodnienie całej powierzchni. Przepływ wody musi być precyzyjnie dostosowany do parametrów zraszaczy—czyli wydatku (najczęściej wyrażanego w litrach na godzinę lub metrach sześciennych na godzinę), ciśnienia roboczego, a także zasięgu strumienia. Z mojego doświadczenia wynika, że to właśnie dobór zraszaczy i ich wydajność jest kluczowy przy projektowaniu systemów deszczownianych, bo to one decydują o skuteczności i równomierności podlewania. Na przykład w uprawach warzywnych czy na trawnikach sportowych istotne jest, by nie powstawały ani przesuszone, ani zbyt mokre miejsca—stąd konieczność ścisłego powiązania wydajności pompy, rozstawu i rodzaju zraszaczy oraz długości pracy. Branżowe normy (np. PN-EN 12325) zalecają kalkulowanie parametrów systemu dokładnie na podstawie wydatku zraszaczy, żeby uniknąć strat wody i zapewnić optymalne warunki roślinom. Moim zdaniem, to jeden z najbardziej technicznie zaawansowanych systemów nawadniania, bo wymaga ciągłego monitorowania i regulacji, a także uwzględniania strat ciśnienia czy rozkładu opadów. W praktyce, dobry operator deszczowni zawsze sprawdza na początku sezonu, jak pracują zraszacze i czy parametry pokrywają się z założeniami projektowymi.
Na pierwszy rzut oka można by pomyśleć, że wszystkie tradycyjne systemy nawodnienia działają w podobny sposób, ale niestety to spore uproszczenie i często prowadzi do błędnych wniosków. Bruzdowny system nawadniania polega na grawitacyjnym przepływie wody w specjalnie wyżłobionych rowkach między rzędami upraw. Tutaj nie ma żadnych urządzeń rozpraszających wodę, całość jest zależna od ukształtowania terenu i chłonności gleby. Zalewowy system natomiast to po prostu okresowe zalewanie całych powierzchni polowych—np. łąk lub ryżowisk—i również odbywa się to bez zraszaczy, a ilość dostarczanej wody kontroluje się przez regulowanie czasu zalewu i poziomu wody. Jeśli chodzi o podsiąkowe nawadnianie, to działa ono na zasadzie podnoszenia poziomu wód gruntowych; woda napływa pod powierzchnię gleby i nawadnia rośliny przez kapilarność bezpośrednio do strefy korzeniowej, więc znowu—brak tu jakichkolwiek zraszaczy czy urządzeń ciśnieniowych. Typowym błędem jest myślenie, że skoro systemy te też rozprowadzają wodę, to muszą być zależne od jakiegoś wydatku urządzenia, ale to nieprawda. Tylko deszczowniany system, zgodnie ze standardami branżowymi i zaleceniami projektowymi, wymaga dokładnego określenia wydatku zraszaczy, bo od tego zależy nie tylko efektywność nawadniania, ale i opłacalność całej inwestycji. Powiązanie wydajności pompy, przekroju rur, liczby oraz rodzaju zraszaczy jest kluczowe tylko w tym rozwiązaniu. Pozostałe systemy mają zupełnie inną logikę pracy—bazują głównie na grawitacji, dyfuzji wody czy kapilarności, a nie na ciśnieniowych urządzeniach rozpryskujących. Takie nieporozumienia zdarzają się zwłaszcza osobom, które dopiero zaczynają przygodę z techniką rolniczą albo nie miały okazji widzieć różnych metod w praktyce. Warto więc zawsze pamiętać, żeby nie wrzucać wszystkich systemów do jednego worka i rozpoznać mechanizmy działania każdego z nich.