Wskazałeś dokładnie tę powierzchnię, która wynika z procentowego udziału cieków wodnych w zlewni, czyli 3,6% z 520 km², co daje 18,72 km². To jest typowy przykład zadania wymagającego uważnej analizy tabeli i prawidłowego powiązania teorii z praktyką. W praktyce badania jakości wody powierzchniowej powinny być prowadzone właśnie na obszarze obejmującym same cieki wodne, bo to w nich diagnozuje się stan środowiska wodnego, monitoruje parametry takie jak zawartość tlenu, stężenie zanieczyszczeń organicznych czy poziom azotanów. Z mojego doświadczenia wynika, że wiele osób mylnie typuje tereny rolne lub zabudowane, bo tam powstaje najwięcej zanieczyszczeń, ale to właśnie wody powierzchniowe są przedmiotem badań, a nie obszary je zasilające. To trochę jak z powietrzem – nie bada się jakości powietrza w kominie, tylko na zewnątrz budynku. Zgodnie z wytycznymi monitoringu środowiskowego (np. prawo wodne, normy PN-EN), badania prowadzi się tam, gdzie faktycznie występuje woda powierzchniowa, czyli dokładnie na tych 18,72 km². Warto pamiętać, że to właśnie powierzchnia cieków wodnych jest kluczowa – nawet jeśli największe zagrożenia generowane są poza nimi, to pomiary dotyczą samych wód. Takie zadanie bardzo dobrze pokazuje, jak ważne jest czytanie danych ze zrozumieniem oraz umiejętność łączenia wiedzy praktycznej z teoretyczną. Moim zdaniem takie podejście przekłada się potem na realne sytuacje w pracy zawodowej, kiedy trzeba planować monitoring wód czy przygotowywać raporty środowiskowe. Jednym słowem – konkretna wiedza, konkretne liczby, zero domysłów.
Wybór większych powierzchni, takich jak 66,56 km², 137,28 km² czy nawet 297,44 km², wynika zwykle z błędnego rozumienia, na jakim obszarze rzeczywiście prowadzi się badania jakości wód powierzchniowych. Często można się spotkać z myśleniem, że skoro największy udział mają tereny rolne albo zabudowane, to monitoring należy prowadzić właśnie tam, bo to te obszary są najbardziej narażone na generowanie zanieczyszczeń. Jednak w praktyce i zgodnie z wytycznymi branżowymi (jak choćby Rozporządzenie Ministra Środowiska w sprawie monitoringu wód), badania jakości wody wykonuje się bezpośrednio na powierzchni wód – czyli na wszystkich ciekach wodnych, rzekach, jeziorach – a nie na całej powierzchni zlewni czy terenach, które do tych wód spływają. Typowym błędem jest utożsamianie obszarów zagrożonych (rolnictwo, zabudowa) z miejscami badań, co prowadzi do przeszacowania powierzchni wymagających monitoringu. W rzeczywistości zlewnia jest całością hydrologiczną, ale pomiarów dokonuje się tam, gdzie występuje woda powierzchniowa, bo to ona jest wskaźnikiem stanu środowiska wodnego – stąd w zadaniu kluczowe jest odczytanie z tabeli, jaki procent zlewni zajmują cieki wodne (3,6%), i obliczenie tej wartości względem całości (czyli 3,6% z 520 km²). Pozostałe wartości wśród odpowiedzi najczęściej odpowiadają sumom udziałów innych użytkowań terenu, ale nie mają one bezpośredniego związku z samą powierzchnią wód powierzchniowych. Z mojego punktu widzenia takie zadania pokazują, jak ważna jest umiejętność czytania danych ze zrozumieniem, a nie tylko mechaniczne liczenie procentów. To też uczy, że w branży wodno-środowiskowej liczy się precyzja i znajomość procedur – w praktyce ocenia się to, co można faktycznie zbadać, a nie hipotetycznie całe otoczenie. Warto więc zwracać uwagę na szczegóły, bo to one decydują o poprawności rozwiązań w tej dziedzinie.