To właśnie użytki zielone wymagają nawadniania przez cały okres wegetacyjny w opisanej sytuacji. Wynika to z prostego bilansu wodnego – jeśli przyjrzymy się tabeli, łatwo zauważyć, że we wszystkich miesiącach opad rzeczywisty jest niższy niż opad optymalny dla tej uprawy. Mówiąc prosto, trawa i inne rośliny porastające użytki zielone mają wyższe potrzeby wodne niż inne uprawy, szczególnie w okresie intensywnego wzrostu. Z mojego doświadczenia wynika, że rolnicy bardzo często lekceważą tę kwestię i skupiają się na nawadnianiu ziemniaków czy buraków, a tymczasem na użytkach zielonych można uzyskać znacznie wyższy plon, jeśli dostarczymy im odpowiednią ilość wody – to prawdziwy gamechanger, zwłaszcza na łąkach użytkowanych intensywnie. W branży przyjmuje się zasadę, że użytki zielone (szczególnie te przeznaczone na intensywny zbiór pasz) tracą najwięcej na plonie podczas suszy, bo w ich przypadku nie da się przesunąć terminu zbioru jak np. w zbożach. Nawadnianie całosezonowe jest tu wręcz podstawą, jeżeli opady są niższe niż zalecane przez agrotechniczne standardy. W praktyce można to rozwiązać przez systemy zraszaczy lub deszczowni – coraz częściej spotykane na polskich łąkach. Warto też pamiętać, że utrzymanie dobrej wilgotności gleby pod użytkami zielonymi przekłada się nie tylko na ilość, ale i na jakość paszy. Bez wody efektywny wzrost runi jest praktycznie niemożliwy.
Często można odnieść wrażenie, że to zboża, buraki cukrowe czy ziemniaki są najbardziej wymagające pod względem nawadniania, zwłaszcza jeśli ktoś patrzy wyłącznie przez pryzmat chwilowego zapotrzebowania na wodę czy wybranych faz rozwojowych. To jednak uproszczenie. Spójrzmy na dane: zarówno zboża, jak i ziemniaki oraz buraki cukrowe mają okresy, w których opad rzeczywisty pokrywa się lub nawet przewyższa ich optymalne potrzeby wodne – szczególnie w miesiącach wiosennych (kwiecień, maj czy czerwiec). Oczywiście, są momenty krytyczne (np. dla ziemniaka to okres zawiązywania bulw, a dla buraka cukrowego – intensywnego wzrostu korzenia), gdy deficyt wody bardzo szkodzi, ale nie jest tak, że przez cały sezon te uprawy wymagają stałego nawadniania. Często stosuje się tu nawadnianie interwencyjne, a nie ciągłe. Tymczasem użytki zielone, ze względu na swoją specyfikę, mają bardzo wysokie i stałe zapotrzebowanie na wodę – praktycznie w każdym miesiącu sezonu wegetacyjnego opady są niższe niż ich potrzeby. To przekłada się bezpośrednio na produkcyjność pastwisk i łąk. Z mojego punktu widzenia, błędne przekonanie o mniejszym znaczeniu nawadniania użytków zielonych wynika często z niedoceniania ich roli w gospodarstwie lub niewiedzy o strukturze ich potrzeb wodnych. Standardy rolnicze wyraźnie wskazują, że to właśnie trwałe użytki zielone najdotkliwiej odczuwają deficyty opadów, a długotrwały niedobór wody znacząco obniża ilość i jakość produkowanej biomasy. Dlatego dobre praktyki agrotechniczne zalecają, by w pierwszej kolejności zapewnić im odpowiednie nawodnienie – nawet kosztem innych upraw, które mogą lepiej znosić krótkotrwałe przesuszenia. Takie podejście pozwala utrzymać wysoką produkcję pasz objętościowych i stabilność produkcyjną gospodarstwa, co w praktyce przekłada się na niższe koszty zakupu pasz i większą odporność gospodarstwa na suszę.