Odpowiedź wskazująca lipiec to naprawdę przemyślany wybór, bo właśnie wtedy, patrząc na dane z tabeli, średni opad z wielolecia osiąga najwyższą wartość – 89 mm. W praktyce oznacza to, że w tym miesiącu rośliny mają szansę na zaspokojenie swoich potrzeb wodnych praktycznie tylko poprzez opady naturalne, bez konieczności dodatkowego nawadniania. To się zgadza z zasadami dobrej gospodarki wodnej w rolnictwie – jeśli natura dostarcza wystarczająco dużo wody, lepiej wtedy zrobić przerwę techniczną, np. na konserwację systemu nawadniającego czy ujęcia wody. Ja bym zawsze planował takie prace właśnie w okresie największych opadów, bo minimalizuje się wtedy ryzyko stresu wodnego u roślin. Takie rozwiązanie jest zgodne z zaleceniami doradców rolniczych i ogólną praktyką gospodarstw, które opierają swoje strategie na analizie wieloletnich danych pogodowych. Dodatkowo, przerwa na konserwację w lipcu praktycznie nie wpływa negatywnie na kondycję upraw – to jest najbardziej logiczne i ekonomiczne podejście. Zazwyczaj w tym okresie systemy nawodnieniowe przechodzą przeglądy, bo po prostu są wtedy najmniej potrzebne. Warto też pamiętać, że zbyt intensywne nawadnianie przy wysokich opadach może wręcz szkodzić roślinom poprzez wypłukiwanie składników pokarmowych lub nasilenie chorób grzybowych.
Analizując propozycje przerwy w nawadnianiu w maju, czerwcu czy sierpniu, warto dokładniej przyjrzeć się relacji pomiędzy średnim opadem a potrzebami wodnymi upraw. W maju oraz czerwcu opady kształtują się na poziomie 66 mm oraz 60 mm, a więc są niższe lub niemal równe zapotrzebowaniu wodnemu poszczególnych roślin – pszenica ozima, kapusta wczesna czy ziemniaki późne mają w tych miesiącach stosunkowo wysokie wymagania. Z mojego doświadczenia wynika, że właśnie w tych okresach deficyt wody jest częstym powodem spadku plonów, zwłaszcza przy braku dostatecznego nawadniania. Planowanie prac konserwacyjnych w takich miesiącach jest dość ryzykowne, bo rośliny są wtedy narażone na niedobory wody, co może prowadzić do zaburzeń w rozwoju, a nawet całkowitej utraty części plonu. Sierpień z kolei, mimo trochę wyższych opadów niż czerwiec, dalej charakteryzuje się niższymi wartościami opadu od lipca, a rośliny – jak kukurydza czy ziemniaki – dalej intensywnie pobierają wodę z gleby. Typowym błędem w takich sytuacjach jest patrzenie tylko na sumę opadów, bez uwzględniania zapotrzebowania wodnego w danym momencie fenologicznym. Ważne jest, by nawadnianie synchronizować z fazami rozwojowymi upraw oraz prognozowanymi opadami, bo tylko wtedy można uniknąć strat i zapewnić prawidłowy wzrost. Moim zdaniem, planowanie przerwy poza lipcem może skutkować pogorszeniem efektywności produkcji roślinnej, a także naruszeniem dobrych praktyk rolniczych, które zalecają prace techniczne wtedy, gdy ryzyko stresu wodnego jest najmniejsze.