Usunięcie szaty roślinnej to naprawdę jeden z kluczowych czynników ryzyka podtopień, i to nie tylko w teorii, ale i w praktyce, co potwierdza wiele przypadków z naszego kraju. Roślinność naturalna, zwłaszcza drzewa, krzewy i gęsta trawa, działa jak naturalna gąbka – zatrzymuje wodę, spowalnia jej spływ powierzchniowy i umożliwia infiltrację do gleby. Gdy pozbędziemy się tej szaty, na przykład przez wycinkę czy intensywne koszenie, nagle cały opad deszczu nie ma co zatrzymać – spływa gwałtownie po powierzchni, zwiększając ryzyko lokalnych podtopień. To nie są żarty, bo takie zjawiska zachodzą nawet w miastach, gdzie wycina się zieleń pod zabudowę. W praktyce, podczas planowania inwestycji budowlanych czy rekultywacji terenów zaleca się zawsze pozostawienie pasów zieleni, a nawet ich dosadzanie, żeby właśnie nie doprowadzić do zaburzenia bilansu wodnego. Zresztą, w podręcznikach melioracyjnych i dokumentacjach środowiskowych podkreśla się, jak ważne jest zachowanie ciągłości biologicznej dla ochrony przed skutkami nadmiaru wody. Moim zdaniem, to trochę niedoceniany aspekt w codziennej gospodarce wodnej. Warto pamiętać, że na obszarach rolnych czy miejskich, nawet niewielkie fragmenty roślinności mogą robić sporą różnicę jeśli chodzi o regulację stosunków wodnych.
Wiele osób myśli, że wykonanie sieci drenarskiej czy pobór wody przez systemy nawadniające prowadzi do podtopień, ale w rzeczywistości te działania mają wręcz odwrotny skutek. Drenarka, czyli system rur odprowadzających nadmiar wody z gruntu, jest jednym z podstawowych narzędzi walki z podtopieniami – stosuje się ją tam, gdzie woda gruntowa podchodzi zbyt wysoko i trzeba ją kontrolować. Raczej trudno sobie wyobrazić sytuację, w której prawidłowo zaprojektowana sieć drenarska zwiększa ryzyko zalania, no bo takim działaniom zawsze towarzyszy analiza bilansu wodnego zgodnie z zaleceniami Polskiego Związku Inżynierów i Techników Budownictwa. Pobór wody przez systemy nawadniające z kolei obniża poziom wód gruntowych; w warunkach suchych może to prowadzić do przesuszenia, ale nie do podtopienia – to jest częsty błąd myślowy, bo ludzie mylą nadmiar wody z jej niedoborem. Natomiast odpływ podziemny do przyległych obszarów dotyczy raczej przenoszenia wód na inne tereny, a nie gromadzenia się jej lokalnie. Taki odpływ zwykle zmniejsza zagrożenie podtopieniem, przenosząc wodę poza zagrożony obszar – chociaż, to też zależy od lokalnych warunków hydrogeologicznych. Typowym błędem jest też myślenie, że każde działanie „wodociągowe” czy „melioracyjne” pogarsza sytuację, podczas gdy cała branża opiera się na standardzie planowania retencji, odpływu i infiltracji zgodnie z wytycznymi rozporządzeń wodnych. Odpowiednia analiza przyczyn podtopień pokazuje, że to właśnie degradacja naturalnej szaty roślinnej, a nie infrastruktura techniczna czy ograniczenie poboru, prowadzi do najgorszych skutków.