Spulchnianie gleby metodą głęboszowania to naprawdę skuteczny sposób na ograniczenie erozji wodnej powierzchniowej. Chodzi tu o to, że podczas głęboszowania rozluźniamy warstwę podornej gleby, czyli sięgamy głębiej niż tradycyjna orka. To sprawia, że woda opadowa lepiej wsiąka i mniej spływa po powierzchni, a to z kolei zmniejsza ryzyko wypłukiwania gleby przez deszcze. Z mojego doświadczenia wynika, że tam gdzie stosuje się głęboszowanie, znacznie rzadziej pojawiają się bruzdy i zastoje wody po ulewach. Co ciekawe, ta praktyka jest zalecana w różnych programach rolno-środowiskowych, bo nie tylko zapobiega erozji, ale też poprawia napowietrzenie i retencję wody w glebie, co na dłuższą metę pozytywnie wpływa na plony. Warto pamiętać, że głęboszowanie najlepiej sprawdza się na cięższych, zwięzłych glebach i powinno być wykonywane co kilka lat, żeby nie doprowadzić do zbyt intensywnej mechanicznej ingerencji. Moim zdaniem, jeśli ktoś faktycznie chce zadbać o strukturę gleby i ograniczyć jej straty, głęboszowanie to taki „must have” w standardach dobrej praktyki rolniczej. Dobrze jest też łączyć tę metodę z innymi zabiegami, np. ze stosowaniem poplonów i zachowaniem okrywy roślinnej, wtedy efekt ochrony gleby jest jeszcze lepszy.
W praktyce rolniczej spotyka się różne podejścia do ograniczania erozji wodnej, ale nie wszystkie są skuteczne – niektóre wręcz nasilają ten problem. Usuwanie z gleby części organicznych prowadzi do obniżenia jej żyzności i pogorszenia struktury, bo to właśnie materia organiczna wiąże cząstki gleby w stabilne agregaty. Brak tej frakcji sprawia, że gleba łatwiej ulega rozmyciu przez wodę. To poważny błąd myślowy, bo niektórzy wciąż sądzą, iż czysta gleba lepiej przyjmuje wodę, a jest dokładnie odwrotnie. Jeśli chodzi o utrzymywanie gleby bez okrywy roślinnej, to jest to praktyka wysoce niezalecana. Rośliny – zarówno uprawowe, jak i okrywowe – pełnią kluczową rolę w ochronie przed erozją: ich systemy korzeniowe stabilizują glebę i ograniczają spływ powierzchniowy. Goła gleba jest bardzo podatna na rozmycie, co dobrze widać po intensywnych opadach, kiedy woda zwyczajnie „porywa” cząstki ziemi. Uprawa równolegle do spadku terenu natomiast to kolejna pomyłka – taki układ bruzd wręcz sprzyja spływowi wody w dół stoku, tworząc rowy i żłoby erozyjne. W dobrych praktykach zaleca się raczej prowadzenie upraw w poprzek spadku, co pozwala lepiej zatrzymać wodę i ograniczyć jej bezpośredni spływ. Niestety te nieprawidłowe rozwiązania wynikają często z przyzwyczajeń lub błędnych przekonań, dlatego warto sięgać do standardów rolniczych i środowiskowych, gdzie jasno opisano, jak ważna jest ochrona struktury i okrywy gleby. Ostatecznie tylko zrównoważone podejście, uwzględniające potrzeby gleby i specyfikę terenu, pozwala ograniczyć negatywne skutki erozji wodnej.