Poprawna odpowiedź, ponieważ zgodnie z praktyką morską oraz międzynarodowymi wytycznymi (np. STCW) wszelkie manewry rozpoczęte tuż przed zmianą wachty powinien kontynuować oficer zdający wachtę, aż do ich zakończenia lub do osiągnięcia bezpiecznego etapu. Chodzi tu o bezpieczeństwo żeglugi i płynność dowodzenia – nagłe przekazanie odpowiedzialności w kluczowym momencie może wprowadzić chaos lub nieporozumienia, co na morzu łatwo prowadzi do niebezpiecznych sytuacji. Przykład z życia: wyobraź sobie, że statek właśnie zaczyna manewr mijania się z inną jednostką – jeśli w tym momencie nagle zmienisz oficera wachtowego, nowa osoba musi szybko ogarnąć sytuację, poznać szczegóły manewru, a sekundy mają znaczenie. Moim zdaniem, nie ma tu miejsca na eksperymenty – lepiej, żeby jedna osoba dokończyła ten etap, nawet jeśli jej czas wachty się kończy. Takie podejście podkreśla odpowiedzialność i ciągłość dowodzenia na mostku. W realnej praktyce spotyka się zasadę: dopóki manewr nie zostanie ukończony i sytuacja nie jest całkowicie jasna, nie powinno się przekazywać wachty. To niby taki szczegół, ale potrafi uratować niejedną skórę podczas sztormu albo w ruchliwym kanale. Z mojego doświadczenia wynika, że to rozwiązanie po prostu działa i minimalizuje ryzyko pomyłek.
Często spotykaną pomyłką jest przekonanie, że podczas zmiany wachty każdy rozpoczęty manewr powinien być wykonywany wspólnie przez obu oficerów, bądź automatycznie przejęty przez przyjmującego wachtę lub nadzorowany przez kapitana. Takie podejście wydaje się logiczne, bo przecież więcej oczu i rąk zwiększa bezpieczeństwo, ale w praktyce morskiej jest odwrotnie. Kluczowe jest zachowanie ciągłości decyzyjnej i odpowiedzialności – nagła zmiana oficera odpowiedzialnego za trwający manewr grozi utratą kontroli nad sytuacją, bo nowa osoba nie zawsze jest w pełni świadoma wszystkich niuansów i intencji. Przekazanie wachty w środku dynamicznej sytuacji, np. spotkania z innym statkiem albo wejścia do portu, często prowadzi do nieporozumień w komunikacji, bo nie ma czasu na pełne przekazanie informacji. Kapitan zazwyczaj nie uczestniczy w codziennych manewrach, chyba że sytuacja naprawdę tego wymaga – jego obecność nie jest więc standardem, a raczej wyjątkiem od reguły. Z kolei opcja, że oficer przyjmujący wachtę od razu przejmuje stery w trakcie np. manewru omijania przeszkody, może prowadzić do powielania błędów lub nieporozumień, bo nie zna pełnego kontekstu. Taka zmiana odpowiedzialności w złym momencie jest typowym błędem myślowym – myślimy, że przekazanie sterów to tylko formalność, ale na mostku liczy się spójność działań i jasny podział obowiązków. Właściwą praktyką – potwierdzoną przez światowe standardy, jak i zdrowy rozsądek – jest, by osoba prowadząca manewr dokończyła go przed przekazaniem wachty. Dzięki temu unikamy zbędnego zamieszania i zapewniamy realne bezpieczeństwo nawigacji.