Konosament to w żegludze dokument absolutnie kluczowy – nie bez powodu mówi się o nim często, że to taki „paszport” dla ładunku. Jest on oficjalnym potwierdzeniem, że ładunek został faktycznie przyjęty na statek do przewozu, a armator przejmuje za niego odpowiedzialność od momentu załadunku do momentu wyładunku w porcie docelowym. Z mojego doświadczenia wynika, że bez podpisanego konosamentu praktycznie nie ma szans na dalsze procedury transportowe – zarówno od strony przewoźnika, jak i odbiorcy towaru. Co ciekawe, konosament jest też dokumentem zbywalnym; może być przenoszony na inne osoby przez indosowanie, co umożliwia obrót towarem nawet wtedy, gdy statek jest jeszcze w drodze. W praktyce, to właśnie konosament często służy do odbioru ładunku w porcie przeznaczenia, bo jego okazanie stanowi podstawę wydania towaru. W branży morskiej dba się, by wszystkie konosamenty były zgodne z międzynarodowymi standardami, np. regułami Hague-Visby czy Hamburg Rules. Warto też pamiętać, że konosament reguluje kwestie prawne i finansowe, a jego brak może prowadzić do poważnych problemów zarówno po stronie eksportera, jak i importera. Tak naprawdę to podstawa całego procesu transportu morskiego – bez niego praktycznie nie ruszamy dalej.
W praktyce żeglugi towarowej dość często można spotkać się z zamieszaniem dotyczącym dokumentów, które towarzyszą przewozowi ładunku. Manifest ładunkowy to taki zbiorczy rejestr wszystkich ładunków przewożonych na danym statku – bardzo przydatny przy odprawie celnej czy kontroli, ale on nie jest żadnym dowodem przyjęcia danego konkretnego ładunku na pokład. Zdarza się, że myli się go z konosamentem, bo oba dokumenty są obecne w dokumentacji statku, ale ich rola jest zupełnie inna. Sztauplan natomiast to w istocie plan rozmieszczenia ładunku na statku. Sporządza się go, żeby zapewnić stabilność jednostki i efektywność rozładunku – bardziej narzędzie pracy niż oficjalny dokument przewozowy. Nie ma tam żadnych zapisów potwierdzających fakt przyjęcia konkretnej partii towaru do przewozu. Kwit sternika, wbrew niektórym opiniom, to dokument pomocniczy – wydawany przez sternika (chief mate) przy fizycznym odbiorze ładunku na statek, pełni funkcję potwierdzenia ilości i stanu towaru, ale nie jest dokumentem przewozowym o takim znaczeniu prawnym jak konosament. Wiele osób zakłada, że to właśnie kwit sternika wystarczy do przekazania towaru, ale praktyka międzynarodowa i wymagania kontraktowe wyraźnie wskazują na konieczność posiadania konosamentu jako „biletu wstępu” do procesu transportu i rozliczeń. Łatwo wpaść w pułapkę myślenia, że wystarczy jakikolwiek papier z podpisem załogi – ale tak naprawdę jedynie konosament ma moc prawną i handlową, o czym przekonał się niejeden spedytor czy logistyk. Warto zwracać uwagę na rozróżnienie między dokumentami operacyjnymi a prawnymi – to podstawowa kwestia w praktyce żeglugowej.