Bielenie pni drzew w grudniu to jedna z tych czynności, które mogą naprawdę zaważyć na kondycji drzew w sadzie czy nawet w przydomowym ogrodzie. Chodzi tutaj głównie o to, żeby zabezpieczyć korę przed gwałtownymi zmianami temperatury, które zimą w Polsce są dość typowe. Noce potrafią być bardzo mroźne, a w dzień, szczególnie przy słonecznej pogodzie, kora nagrzewa się, po czym wieczorem szybko się wychładza. Takie skoki powodują mikropęknięcia i uszkodzenia kory, co z kolei może sprzyjać rozwojowi chorób i infekcji grzybowych. Dlatego też bielenie właśnie w grudniu – czyli jeszcze przed najostrzejszymi mrozami i zanim zacznie się prawdziwa zima – pozwala stworzyć warstwę ochronną, która odbija promienie słoneczne i wyrównuje temperaturę kory na pniu drzewa. W branży ogrodniczej i sadowniczej uważa się to wręcz za absolutny standard, a wielu ogrodników z doświadczeniem nie wyobraża sobie pominięcia tego etapu w pielęgnacji drzew. Ja zawsze doradzam malowanie wapnem jeszcze zanim spadnie dużo śniegu – wtedy efekt jest najlepszy, a drzewa mają spokój na całą zimę i wiosną są w zdecydowanie lepszej kondycji. Przy okazji można przeprowadzić przegląd pni – sprawdzić, czy nie pojawiły się jakieś szkody spowodowane przez zwierzynę, czy nie ma ran, które trzeba dodatkowo zabezpieczyć. Takie praktyki są szeroko rekomendowane w literaturze sadowniczej, na przykład przez Instytut Ogrodnictwa w Skierniewicach. Moim zdaniem, jeśli ktoś naprawdę myśli o zdrowiu swoich drzew, to grudzień na bielenie jest wyborem bezdyskusyjnym.
Wybór terminu bielenia pni drzew jest sprawą mocno techniczną, a jednak wiele osób sugeruje się innymi czynnikami niż potrzeby samego drzewa. Często spotykam się z przekonaniem, że wystarczy pobielić pień na wiosnę, gdy już jest ciepło i nie ma śniegu – dlatego marzec wydaje się niektórym logiczny. Jednak wtedy większość szkód od mrozu już się wydarzyła, a bielenie nie spełni swojej ochronnej roli. Latem, w maju czy lipcu, bielenie zupełnie nie ma sensu – to okres intensywnego wzrostu i fotosyntezy, kora nie jest już poddawana tym gwałtownym skokom temperatury, a działania ochronne wobec mrozu nie przynoszą korzyści. Moim zdaniem to typowy błąd wynikający z braku zrozumienia, po co właściwie się bieli – nie chodzi o estetykę czy zabezpieczenie przed szkodnikami, tylko o ochronę przed fizycznym pękaniem. Nierzadko spotyka się też opinię, że bielenie można zostawić na później, bo „przecież zima dopiero się zaczyna”. Tymczasem to właśnie pierwsze zimowe słońce, odbijające się od śniegu, jest najbardziej zdradliwe. Gdy drzewo jest już pobielone na początku zimy, kora nie nagrzewa się gwałtownie w dzień i nie wychładza zbyt szybko w nocy – to właśnie ten efekt termiczny jest najważniejszy. Wszelkie działania poza grudniem są już po prostu spóźnione albo zupełnie zbędne. Fachowa literatura i praktyka wskazują jednoznacznie, że optymalny moment to późna jesień lub początek zimy, zanim pojawią się silne mrozy – w praktyce grudzień okazuje się najbezpieczniejszy. Sugerowanie się innymi miesiącami zwykle wynika z chęci odłożenia pracy na później albo z mylnego przeświadczenia, że wiosna to czas na wszystkie ogrodnicze prace, co w tym przypadku nie jest trafne. Z mojego doświadczenia wynika, że tylko dobrze zaplanowane bielenie daje realną ochronę drzew i pozwala uniknąć nieprzyjemnych niespodzianek na wiosnę.